niedziela, 24 stycznia 2016

"Kwiaty na poddaszu" Virginia C. Andrews



Żyjemy w świecie gdzie brakuje tolerancji. Brakuje empatii. Brakuje miłości i brakuje pieniędzy. 

Do tej pory nie miałam styczności z twórczością pani Andrews. Tak naprawdę to po Kwiaty na poddaszu sięgnęłam przez Czytelnicze wyzwanie 2016. Nie nastawiałam się na nic wstrząsającego i poruszającego. Generalnie to chciałam po prostu znaleźć, przeczytać i zapomnieć. Jednak do tej pory mam problemy z opuszczeniem mojego małego poddasza.

Kiedy człowiek przychodzi na świat nie wie co z nim będzie dalej. Choćby chciał zaplanować całe życie, nigdy nie będzie wiedzieć czy skończy jako wybitny lekarz czy z łopatą, kopiąc rowy. Z pewnością wpływ na to ma pieniądz. Wynalazek tak samo piękny jak i groźny. A nasza rodzina? Nigdy nie poznamy jej w całości, nigdy nie spojrzymy na nasze drzewo, widząc wszystkie gałęzie i liście. Nie wszystko może potoczyć się po naszej myśli, Czasem nawet nie zdążymy mrugnąć, a życie przeleci nam przed oczami. Zawsze pozostaną jakieś tajemnice.


Rodzina Dollangangerów nigdy nie miała problemu z pieniędzmi. Beztroskie dzieciństwo Cathy i Chrisa oraz szczęśliwe małżeństwo rodziców. Idealnie, prawda? A może przyjrzeć się temu bliżej? Ukochana córka codziennie dostaje prezenty od taty, syn świetnie się uczy, w drodze na świat dwoje bliźniąt. Nadal jest pięknie. Zagłębiamy się jeszcze dalej. Bliźnięta potrafią już chodzić i mówić, starsze rodzeństwo spisuje się wyśmienicie. Wzorowa rodzina, ale wystarczy jedno dmuchnięcie, by zgasić beztroski i radosny płomień. Może być coś gorszego od śmierci ojca? Śmierci kogoś kto nadawał życiu sens? A jednak... Rodzina pozostaje bez środków do życia. Matka wraz z dziećmi wraca do domu swych rodziców. "Tak! To szansa na ratunek!" jak to łatwo powiedzieć. Warunkiem odziedziczenia majątku po niezwykle bogatym ojcu, który jest bliski śmierci jest jego przebaczenie. Jednak czy tak łatwo uzyskać łaskę ojca, który wydziedziczył własną córkę? Co gorsza, nie może się dowiedzieć o swoich wnukach. Dzieci zmuszone są zamieszkać w pokoju z poddaszem, zamknięci na klucz i odcięci od świata. Ale to tylko na chwilę...

Przed przeczytaniem tej książki, nie spotkałam się nigdy z tym tytułem, ani twórczością V. C. Andrews. Nie wiedziałam na co mam się przygotować i jak na wszystko zareaguję. Teraz mogę spokojnie powiedzieć, że jeszcze żadna książka tak mną nie wstrząsnęła i nie pobudziła moich emocji. Wbrew pozorom czytałam ją długo, ponad tydzień. Z moim charakterem i zdolnością do wzruszania się przy byle czym, przebrnięcie przez tę powieść było niemal wyzwaniem roku. Ale udało się, skończyłam i mam się dobrze... no prawie.

"Miłość przychodzi nieproszona"

Kwiaty na poddaszu były wydanie kilkanaście lat temu, ale dwie pierwsze części z czasem zniknęły z księgarni, a znaleźć można było je tylko w w antykwariatach. Jednak niedawno nastąpiła ich ponowna publikacja wraz z pozostałymi tomami. Nic dziwnego, że książka wywołała spore kontrowersje. Virginia Andrews poruszyła bardzo trudny temat jakim jest kazirodztwo. Muszę przyznać, że nigdy nie miałam z tym styczności głębiej, w książkach. Pierwszy powód dlaczego powieść tak mną wstrząsnęła.

Myślę, że wypadałoby spojrzeć na to co pieniądz robi z człowiekiem. Trudno było mi sobie wyobrazić jak to jest mieć w posiadaniu linie lotnicze i banki, dom z niewyśnioną liczbą pokoi i służbą, która robi wszystko na zawołanie. A jak to jest siedzieć zamkniętym w jednym, małym pokoju z poddaszem i nie móc skorzystać z możliwości tego wielkiego pałacu.

"To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że zyskując coś jednocześnie będę coś tracić"

Ale zostawmy temat pieniędzy. Niewyobrażalnie wstrząsnął mną obraz rodzeństwa, które spotkał taki los. Dwoje nastolatków musi zastąpić rodziców małym bliźniętom. Nikt nie może rozwijać się tak jak powinien. Nikt nie może spełniać marzeń. Babcia ustala zasady. To ona tutaj rządzi. Zabrania im wychodzić na słońce, myśleć o rzeczach, które według niej są okropne i nie powinny istnieć. Bycie "piekielnym nasieniem" ma swoje skutki, przynajmniej według babci...

Matka. Matka może oddać życie na własne dzieci i ich szczęście? Nie zawsze. Obraz Corrine dał mi dużo do myślenia. Z początku kochająca mamusia, która chce zapewnić dzieciom edukacje i utrzymanie zmienia się w potwora. Inaczej tego określić nie mogę. Z drugiej strony, mimo całej sytuacji, widziałam w niej ten ból. Ona cierpiała. Bardzo cierpiała, nie potrafiła sobie z tym poradzić i szukała pocieszenie w majątku, który miała. Nie widziała, że jej dzieci są coraz chudsze, słabsze jak i starsze oraz mądrzejsze. A może widziała? Zamknęła się sama w sobie, nie starając otworzyć na świat. Uciekała przed życiem.

"Czasami nienawidzę wszystkich - a przede wszystkim siebie! Czasami chciałabym nie żyć, bo wydaje mi się, że lepiej byłoby nam martwym niż żywcem pochowanym tutaj."

Kwiaty na poddaszu mogę teraz spokojnie nazwać jedną z najlepszych książek jakie przeczytałam w życiu i uważam, że każdy powinien poświęcić jej chociaż chwilę.