Witajcie ziemianie!
Jesteście w pracy, w szkole, siedzicie i nic nie robicie... a może czytacie swój okropnie nudny podręcznik od chemii? Cokolwiek to jest, przerwijcie na parę chwil i pozwólcie zabrać się na być może najlepszą podróż w Waszym życiu... na Marsa! Jesteście gotowi przetrwać?
Załoga Aresa 3 podczas misji na Marsie natyka się na okropną burzę piaskową. Jeden z członków ekspedycji, Mark Watney zostaje poważnie ranny oraz uznany za martwego. Pozostali są zmuszeni opuścić Czerwoną Planetę i ratować się powrotem na Ziemię. Jednak jeden mały błąd może wpłynąć na życie człowieka jak i na emocje całego świata. Watney budzi się kiedy nikogo już nie ma. Jedyny człowiek na ogromnej planecie. Nie ma zapasów jedzenia, gdyby załoga po niego wróciła, byłby już martwy. Zero łączności z Ziemią. Czy uda mu się wygrać walkę z potworną i śmiertelną planetą?
Po pierwsze, bardzo, bardzo dziękuję wydawnictwu Akurat za egzemplarz tej książki! Konkurs ze snapchata był bardzo dawno temu, jednak ostatnio ilość pracy jaką mam do wykonania sprawiła, że nie mogłam podzielić się wrażeniami z tej książki, za co bardzo przepraszam i tym razem będę starać się być bardziej odpowiedzialna!
Po raz kolejny pojawia się problem: Milion myśli, a ja nie wiem od czego zacząć. Gdybym była leniwa odesłałabym Was do tytułu posta, który mówi sam za siebie. Ale tak nie zrobię. Muszę się wygadać. Muszę wykrzyczeć, wypłakać i wyśmiać tyle rzeczy, które zbierają się w moim umyśle. W takim razie od razu przepraszam jeśli ta recenzja będzie bardzo pogmatwana.
Po raz kolejny pojawia się problem: Milion myśli, a ja nie wiem od czego zacząć. Gdybym była leniwa odesłałabym Was do tytułu posta, który mówi sam za siebie. Ale tak nie zrobię. Muszę się wygadać. Muszę wykrzyczeć, wypłakać i wyśmiać tyle rzeczy, które zbierają się w moim umyśle. W takim razie od razu przepraszam jeśli ta recenzja będzie bardzo pogmatwana.
Zacznę od tego co najbardziej zwróciło moją uwagę. Chodzi mi tutaj o głównego bohatera, Marka Watneya. No ludzie, tak pozytywnej i zdrowo pokręconej osoby długo nie spotkałam (nawet w książkach). Pokochałam go całym sercem i czuję, że dałabym bardzo dużo za jedną rozmowę z nim. Uwierzcie mi, takiego przyjaciela chciałby mieć każdy. Rozumiecie, jesteście sami na ogromnej i niebezpiecznej planecie. Większość myśli „Aaa, nie przeżyję, umrę, o jeju, co to będzie?!”, a jaki jest tok rozumowania Marka? „Dobra, dobra, tutaj posadzę to, będzie wybuch, cholernie niebezpieczny, mogę zginąć... no nieważne, jestem głodny, muszę przeżyć”. Błagam, jak tutaj go nie kochać? Albo chociaż jego charakteru.
Przed sięgnięciem po Marsjanina przeczytałam wiele recenzji. W większości było napisane, że w książce znajduje się mnóstwo terminów fizycznych, biologicznych, chemicznych... ale mimo wszystko są one zrozumiałe dla każdego! Oczywiście było to prawdą. Trochę się obawiałam jak to będzie z moim rozumieniem czytanego tekstu, gdzie opis reakcji chemicznych był czasem prowadzony przez cały rozdział. Po pierwsze, byłam z siebie dumna, ze zrozumiałam bardzo wiele bez niepotrzebnego grzebania w internecie. Zwłaszcza, że moje podejście do przedmiotów ścisłych jest... ehmm... może powstrzymam się od komentarza?
„Zacząłem dzień od herbaty nic. Herbata nic jest bardzo łatwa w zaparzaniu. Najpierw nalej trochę gorącej wody, potem dodaj nic.”
Pozytywnie zaskoczył mnie również sposób pisania. Historię poznajemy na początku z punktu widzenia Watneya. Czytamy sol po solu, czując się jakbyśmy próbowali przetrwać na Marsie razem z bohaterem! Później następuje przeniesienie miejsca akcji do spraw ziemskich. Poznajemy cały oddział NASA. Przyznam się, że opisy wydarzeń na Ziemi wzbudzały największe emocje. Przeczytajcie, a sami się przekonacie! Interesujące były również opisy prosto z misji Aresa 3, który wracał na Ziemię, myśląc, że Mark leży sobie martwy na Czerwonej Planecie. No nieźle, prawda?
Szczerze mówiąc, nie wiem co mogę więcej dodać... a nie, cofam, wiem co: PRZECZYTAJCIE TĘ KSIĄŻKĘ! Mówię do umysłów ścisłych, do humanistów, do ludzi i nauczycieli. Gatunek Sci-fi zazwyczaj odrzuca innych od siebie, ale Marsjanin jest tak bardzo realistyczny i sprawia, że wstrzymuje się oddech na co drugiej stronie. Oprócz niesamowitego obrazu, który pojawia nam się w głowach, fantastycznych opisów marsjańskiej przyrody, jest wątek miłosny (Tak, rzucajcie się dziewczyny!) no i to co mnie zaciekawiło najbardziej, psychika i myślenie głównego bohatera, jego pogląd na świat.
Także, mój drogi czytelniku, kiedy sięgasz po Marsjanina?
A teraz przechodząc do piosenki... Może pamiętacie z tagów, że 30 seconds to mars to jeden z moich najukochańszych zespołów. Wybrałam do tej książki piosenkę „This is war” chociaż początkowo kojarzyła mi się z... Więźniem Labiryntu! Zupełnie inna bajka, prawda? Ale co sprawiło, że zmieniłam zdanie? Jeju, ludzie, spróbujcie czytać o Marku Watneyu i jednocześnie słuchajcie tej piosenki! Przecież rytm przyspiesza w tym samym momencie do akcja! Jak dla mnie to byłby idealny soundtrack <3
_______________________________________
A teraz chciałabym Was z całego serca przeprosić za moją długą i nieuprzedzoną nieobecność. Sama się dziwię, że wyrobiłam z nauką i sprawdzianami w minionym miesiącu. Myślę, że każdy choć trochę wie jak to jest, gdy nauczycielowi pod koniec roku przypomina się, że uczniowie mają za mało ocen. W tym tygodniu może wpadnę do Was jeszcze nie raz, bo mam całe siedem dni wolnego! Tak, tak, Laura woli czytać książki niż jechać na wycieczkę klasową.
A Wam jak mijały ostatnie tygodnie?
Buziaki!
A teraz chciałabym Was z całego serca przeprosić za moją długą i nieuprzedzoną nieobecność. Sama się dziwię, że wyrobiłam z nauką i sprawdzianami w minionym miesiącu. Myślę, że każdy choć trochę wie jak to jest, gdy nauczycielowi pod koniec roku przypomina się, że uczniowie mają za mało ocen. W tym tygodniu może wpadnę do Was jeszcze nie raz, bo mam całe siedem dni wolnego! Tak, tak, Laura woli czytać książki niż jechać na wycieczkę klasową.
A Wam jak mijały ostatnie tygodnie?
Buziaki!