piątek, 29 września 2017

TOP 5 najlepszych lektur gimnazjalnych!

Cześć, misiaczki!
Jakiś czas temu miałam okazję przyjrzeć się nowemu kanonowi lektur, jaki będzie służył ośmioletniej podstawówce... No, powiem szczerze, lekko mnie to przybiło. Z roku na rok rezygnuje się z coraz lepszych książek i zastępuje je takimi, które wcale takie przyjemne, ciekawe i przede wszystkim, zachęcające do czytania nie są. A potem co? Potem słyszymy, że stale w naszym kraju maleje liczba osób, które w minionym roku przeczytały chociaż jedną książkę. Przepraszam bardzo, albo zachęcamy do czytania i cieszymy się z pięknych statystyk albo zniechęcamy już od najmłodszych lat. 

Ta myśl, właśnie zainspirowała mnie do przejrzenia moich starych, gimnazjalnych zeszytów od języka polskiego i poszukania w nich tego, co według mnie najciekawsze. Oczywiście nie są to i nigdy nie były lektury obowiązkowe. Boli mnie to, że większość tych lektur nigdy nie była obowiązkowa, a przecież to one, moim zdaniem, przekazują największe wartości i dostarczają najlepszej rozrywki. Oczywiście post jest moją subiektywną opinią!

1. Marina - Carlos Ruiz Zafón 


Barcelona, lata osiemdziesiąte XX wieku. Oscar Drai, zauroczony atmosferą podupadających secesyjnych pałacyków otaczających jego szkołę z internatem, śni swoje sny na jawie. Pewnego dnia spotyka Marinę, która od pierwszej chwili wydaje mu się nie mniej fascynująca niż sekrety dawnej Barcelony. Śledząc zagadkową damę w czerni, odwiedzająca co miesiąc bezimienny nagrobek na cmentarzu dzielnicy Sarriá, Oscar i jego przyjaciółka poznają zapomnianą od lat historię rodem z Frankensteina i XIX-wiecznych thrillerów. Historię, której dramatyczny finał ma się dopiero rozegrać...

Dobra, O Zafónie pewnie wiele osób słyszało, dlatego nie muszę wspominać, jak bardzo autor ten uwielbia opisywać w swoich książkach Barcelonę. Spokojnie, tutaj jej nie zabraknie!
Jest to moja lektura z trzeciej klasy gimnazjum, a wspominam ją naprawdę bardzo dobrze! Trzymająca w napięciu i jednocześnie wzruszająca powieść jest w stanie Wam zagwarantować nieprzespaną noc z latarką pod kołdrą!


2. Mały Książę - Antoine de Saint-Exupéry 

Tę książkę czytał chyba każdy, a jak nie, to na pewno każdy o niej słyszał! Ostatnio zauważyłam, że na każdym kroku spotykam bardzo negatywną opinię na temat Małego Księcia. Trochę smuci mnie ten fakt, ale... o gustach się nie dyskutuje! Ta książka zawsze była, jest i będzie w moim serduszku! Może i ktoś powie, że jest szablonowa, może ktoś powie, że przekazuje błędne wartości, a jeszcze inny krzyknie TUUUUMBLR. A czy to ważne? Ważne jest to, że nadal i MIMO WSZYSTKO przekazuje wartości, którymi człowiek powinien się w życiu kierować. Kocham!









3. Tam, gdzie spadają anioły - Dorota Terakowska  


Ewa utraciła swego Anioła Stróża. Bez jego opieki dziewczynka zaczyna ciężko chorować. Aby mogła wyzdrowieć, Anioł musi wygrać walkę ze swym bratem bliźniakiem, Aniołem Ciemności.

Tę książkę uważam za bardzo ważną pozycję w polskiej literaturze jak i w życiu człowieka. Idealnie opisuje jak ważna jest równowaga pomiędzy dobrem i złem. Jest to książka dla myślących, ale spokojnie, czyta się ją niesamowicie szybko i bez trudu! Polecam naprawdę każdemu!
Swoją drogą, Wy też lubicie, gdy Polak napisze cudowną książkę, której nie wstyd pokazać przed innymi narodowościami?









4. Opowieść wigilijna - Charles Dickens 

W ogarniętym bożonarodzeniowym nastrojem Londynie jest tylko jedna osoba, która się ze świąt nie cieszy. To Ebenezer Scroodge - skąpiec jakich mało. Nie świętuje, życie poświęcił na oszczędzanie, nie widzi powodu, dla którego miałby zmienić na czas świąt swoje zwykłe obyczaje. Nawet się nie spodziewa, że te święta odmienią jego los, a najbliższe noce zdecydują o jego dalszym życiu. Ebenezer, za sprawą swojego zmarłego przyjaciela, spotyka trzy duchy...

O, BOGOWIE, TRZYMAJCIE MNIE, BO JA SZALEJĘ ZA TĄ KSIĄŻKĄ. Słuchałam audiobooka ze sto razy i czytałam z milion. Ten klimat, ta historia, to wszystko.... Kurczę, nie umiem się nawet wypowiedzieć na jej temat bez trzęsących się dłoni. Jedyne, co mogę Wam powiedzieć...
TEN, KTO NIE CZYTAŁ, NIECH TO PRZECZYTA!!!





5. Stowarzyszenie umarłych poetów - Nancy H. Kleinbaum 

Rozpoczyna się rok szkolny w Akademii Weltona, elitarnej szkole średniej o wielkich osiągnięciach i nader surowej dyscyplinie. W miejsce odchodzącego na emeryturę nauczyciela przychodzi nowy, John Keating. Czterem zasadom Akademii, którymi są : Tradycja, Honor, Dyscyplina i Doskonałość, przeciwstawia inny sposób kształtowania i wychowania młodych ludzi. Co zwycięży : rygorystycznie przestrzegana tradycja czy prawo do marzeń, wolności i młodzieńczego buntu?

Kto nie uwielbia tej historii, niech mi tu zaraz podniesie rękę! Przyznam szczerze, że jeśli chodzi o to, oglądałam jedynie film. Ale spokojnie, to dopiero książka była napisana na podstawie filmu więc, wbrew pozorom, jestem w stanie stwierdzić, że nie wiem jak można ten film przedstawić tak idealnie za pomocą książki... ale niedługo pewnie sięgnę po powieść i się przekonam!
Swoją drogą, polecam zapoznać się z tymi bohaterami i wydarzeniami.... cudo!

To na tyle! Chciałabym jeszcze raz podkreślić, że wszystko jest moją subiektywną opinią i wcale nie musicie się z tym zgadzać. Swoją drogą, zapraszam do dyskusji w komentarzach! 
Które lektury zasługują na to miano, według Was?

Buziaczki ♥

FACEBOOK: KLIK
INSTAGRAM: KLIK

czwartek, 21 września 2017

„Masz przed sobą wspaniałe życie...” Promyczek - Kim Holden



Piosenka, która moim zdaniem idealnie opisuje tę książkę i najbardziej do niej pasuje, jednak może być zbyt wielkim spoilerem: KLIK

Hej słońca!
Kto nie słyszał o tej książce? Mam wrażenie, że okres jej świetności już dawno minął i jak zwykle jestem tą ostatnią... ale cóż, takich też trzeba. Spodziewałam się po tej książce wielkiego BUM. Fakt, może i je dostałam, ale nie do końca w takim znaczeniu, jakiego oczekiwałam...


Kate jest dziewczyną, która przeszłość miała dość nieciekawą. Cóż, jak w wielu książkach tego typu... Jednak straszne wydarzenia z przeszłości wcale nie budzą w niej wielkiej traumy, ale sprawiają, że jest o wiele silniejsza, docenia każdy najdrobniejszy szczegół swojego życia i jest urodzoną optymistką. Przezwyciężać trudności pomaga jej Gus, przyjaciel, który jest niemal jak brat. Spokój i sielankę słonecznej Kalifornii zakłóca wiadomość i wyjeździe na drugi koniec stanów na studia. Cóż, moi mili, zapewne domyślacie się, że życie bohaterki po raz kolejny gwałtownie się odmienia... ale to jeszcze nie koniec zmian...

„Nie mówię, że nie powinieneś realizować celów i spełniać marzeń. Po prostu nie rezygnuj z tego, co dzieje się teraz, dla nieznanej przyszłości. Może ominąć cię wiele szczęścia, kiedy będziesz czekał na lata, które mogą nigdy nie nadejść. Nie trać czasu, bo przegapisz chwilę obecną, a przyszłość wcale nie jest taka pewna.”

Od czego mogłabym zacząć? Bo póki co mam pustkę w głowie i nie wiem nawet, co myśleć o tej książce. Ale dobra, powiem co nieco o tym, co na samym początku rzuca nam się w oczy, czyli okładka! Nie wiem czy wiecie, ale uwielbiam minimalizm, dlatego nic dziwnego, że uwielbiam patrzeć na te zwykłe litery, które są tak piękne... i te kolorki.... ach! Naprawdę, cudo!

„Czytanie jest ucieczką od prawdziwego świata. Wszyscy go czasem potrzebują, by pozostać przy zdrowych zmysłach.”

Okej, skoro jesteśmy przy okładce i tytule na niej się znajdującym... Promyczek. A kto to właściwie jest? Tak, dobrze myślicie, to nasza kochana Kate, która jest tak nazywana dzięki swojemu optymizmowi. Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz spotkałam się z tym tytułem, zabrzmiało to dla mnie jak książka dla dzieci i pomyślałam sobie, Po co, do cholery, ludzie czytają te bajki? Jednak teraz już zdanie, rzecz jasna, zmieniłam. No, ale co do samej bohaterki, nie była irytująca, podejmowała słuszne, jak dla mnie, decyzje... ale coś mi w niej nie pasowało. Kurczę, nie polubiłam jej, nie było mi jej szkoda ani nie wzbudzała we mnie takich przyjaznych emocji jak u swoich przyjaciół. Miałam wrażenie, że pełniła rolę przywódcy całego stada, każdy musiał ją kochać i biegać za nią jak pies.

„Nie osądzajcie się nawzajem. Każdy ma coś na sumieniu. Pilnujcie tylko swoich spraw i nie wtykajcie nosa w cudze, no chyba że zostaliście zaproszeni. A kiedy to się stanie, pomagajcie zamiast osądzać.”

Mimo dość obszernej powieści, czytało mi się ją bardzo szybko i przyjemnie. Naprawdę, plus dla autorki za ten super język! Wykreowała tak bardzo klimatyczny i przyjemny świat, że aż mam ochotę wrócić do tej książki. Gwarantuję, że jeśli już raz wkroczycie w to, tak łatwo nie wyjdziecie.

No i samo zakończenie. Cóż, powiem szczerze, że któryś moment w połowie książki mógł podpowiedzieć nam, co takiego zaskakującego się stanie pod koniec. Kurczę, trudno mówić cokolwiek o zakończeniu, nie zdradzając o co tak naprawdę chodzi. Powiem Wam tylko tyle, że nawet jeśli Promyczek będzie dla Was niezbyt interesujący, to możecie uronić niejedną łzę. Jeju, w jednym momencie atmosfera zmienia się o 180 stopni!

„Bądźcie spontaniczni. Życie ma zbyt wiele reguł, schematów i wymagań. Zmieńcie plany, by zrobić miejsce na zabawę. Spóźnijcie się czasem i cieszcie się chwilą, tym, co jest i tym, co może być.”

Jedyne słowo, które najlepiej opisuje tę powieść to przytłaczająca 

Piosenka na samej górze pochodzi z playlisty, którą autorka umieściła na końcu książki. Czy pasuje? Sama nie wiem, tak czy siak, piosenkę, która według mnie, najlepiej opisuje Promyczka może być zbyt wielkim spoilerem, ale jest piękna, dlatego umieściłam ją w linku na górze!!!

„W życiu nie chodzi o wygraną w konkursie nieszczęść.”

Buziaczki, słoneczka <3

FACEBOOK: klik
INSTAGRAM: klik

wtorek, 5 września 2017

Plany czytelnicze na wrzesień 2017


Witajcie kochani!
Dobrze wiecie, że ostatnio mam kiepską motywację do czytania, ale staram się to nadrobić, dlatego też wzbogaciłam swój stosik o kolejne książki, które mam nadzieję uda mi się przeczytać we wrześniu. Wiecie, jestem pewna, że wszystkich nie przeczytam, aczkolwiek zacznę. Zamierzam zacząć rok szkolny dobrymi zmianami!

1. Promyczek - Kim Holden
Życie Kate Sedgwick nigdy nie było bezbarwne. Dziewczyna pomimo problemów i tragedii zachowała pogodę ducha – nie bez powodu jej przyjaciel Gus nazywa ją Promyczek. Kate jest pełna życia, bystra, zabawna, ma również wybitny talent muzyczny. Nigdy jednak nie wierzyła w miłość. Właśnie dlatego – gdy wyjeżdża z San Diego by studiować w Grant, małym miasteczku w Minnesocie – kompletnie nie spodziewa się, że przyjdzie jej pokochać Kellera Banksa.

Jestem w trakcie czytania tej książki i jedyne co mogę Wam powiedzieć, to to, że jestem zadowolona, że wątek miłosny nie rozwija się w tak niesamowicie zawrotnym tempie!

2. Gus - Kim Holden
Opisu tej książki nie będę wstawiać, bo obawiam się, że może być on dla niektórych dość mocnym spoilerem. Tak czy siak, jest to kontynuacja Promyczka, w której również pokładam wielkie nadzieje!

3. Chłopak, który stracił głowę - John Corey Whaley

Poznaj Travisa. Ma 16 lat, superdziewczynę i nieuleczalnego raka. Gdy staje przed wyborem: śmierć lub eksperymentalna operacja, nie zastanawia się długo. Godzi się na to, by ciało od szyi w dół przeszczepiono mu od zdrowego człowieka. Jest tylko jeden problem – na razie rozwój medycyny nie pozwala na przeprowadzenie tak skomplikowanego zabiegu, dlatego chłopak musi zostać wprowadzony w śpiączkę podobną do hibernacji i czekać. Żegna się więc z bliskimi, bo nie wie, czy i kiedy się z nimi zobaczy.

Budzi się pięć lat później. Ma własną głowę i atrakcyjne, choć obce ciało. Świat z pozoru jest taki sam jak dawniej. Jednak powrót do życia wygląda inaczej, niż Travis to sobie wyobrażał. Jego przyjaciele są już na studiach, rodzice coś przed nim ukrywają, a dziewczyna… Hmm, wygląda na to, że ma narzeczonego. Trudno się dziwić, że chłopak nie ma zamiaru się z tym pogodzić.


Tę książkę już kiedyś wypożyczałam, ale koniec końców nawet jej nie otworzyłam. A przecież jestem tak zachęcona do tej książki! Nie wiem czemu nie przeczytałam nawet strony, muszę to nadrobić!

4. Porwana pieśniarka - Danielle L. Jensen

Od pięciu stuleci trolle nie mogą opuszczać miasta pod ruinami Samotnej Góry. Więzi je klątwa czarownicy. Przez wieki wspomnienia o ich mrocznej i złowrogiej magii zatarły się w ludzkiej pamięci. Niespodziewanie pojawia się przepowiednia o związku, który złamie potężne zaklęcie. W Cécile de Troyes rozpoznano kobietę z przepowiedni. Zostaje więc porwana i uwięziona pod górą. Od pierwszej chwili w podziemnym mieście dziewczyna myśli tylko o jednym – o ucieczce. Trolle, które ją uprowadziły, są jednak inteligentne, szybkie i nieludzko silne. Porwana musi czekać na właściwy moment i stosowną okazję.
Z biegiem czasu dzieje się coś niezwykłego – w sercu Cécile kiełkuje uczucie do tajemniczego księcia, z którym została związana ślubem. Dziewczyna poznaje kolejne osoby, nawiązuje przyjaźnie i powoli uzmysławia sobie, że może być jedyną nadzieją dla mieszańców zniewolonych przez trolle czystej krwi. W mieście wybucha bunt. A Tristan, jej książę i przyszły król, jest jego tajnym przywódcą.
W miarę zanurzania się w świat skomplikowanych intryg politycznych podziemnego świata Cécile przestaje być córką prostego rolnika, staje się księżniczką, nadzieją całego ludu i czarownicą obdarzoną mocą dość potężną, by na zawsze zmienić Trollus, podziemne miasto.

Za tę książkę chciałam zabrać się już od dawna, bo przecież tak głośno o niej było, dlatego nie czekając ani chwili pobiegłam po nią do biblioteki. Czy mi się spodoba? Tego dowiecie się już niebawem!

5. Ponad wszystko - Nicola Yoon

Maddy jest uczulona dosłownie na wszystko. Nigdy nie opuszcza domu, a jedynymi osobami, które widuje, są jej mama i pielęgniarka. Ale pewnego dnia musi zmierzyć się ze światem zewnętrznym i wtedy spotyka Olly’ego. Czy podejmie największe ryzyko w swoim życiu?


Jest to jedna z trzech książek, które otrzymałam w prezencie od chłopaka, a tak się składa, że przymierzam się do niej już od bardzo dawna. Wszystko za sprawą filmu, o którym jakiś czas temu wszyscy mówili. Nie oglądałam jeszcze tej ekranizacji, myślę, ze poczekam z tym aż przeczytam tę książkę.

6. Sekretne życie pszczół - Sue Monk Kidd

Lily jest biała, ma 14 lat, oschłego, agresywnego ojca i olbrzymie poczucie winy. Przed dziesięcioma laty przez przypadek zastrzeliła swoją matkę. Spokój pomagają jej odzyskać noszące imiona letnich miesięcy, czarnoskóre mieszkanki pewnej pasieki w Tiburon, gdzie Lily trafia, jadąc śladami mamy. Ale nawet ten niezwykły azyl, gdzie pszczoły wiodą swoje sekretne życie, nie chroni przed światem zewnętrznym. Najważniejsza jest wiara w siebie…


Ci co mnie znają wiedzą, że to dla mnie lektura obowiązkowa, bo ja wręcz uwielbiam takie powieści. W końcu znalazłam w jednej bibliotece tę książkę i wiem, że niedługo pochłonę ją. Jestem jej niezmiernie ciekawa!

7. Dotyk Julii - Tahereh Mafi

Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija. Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny, aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczyna walczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha. Bestsellerowa powieść, która podbiła serca czytelniczek na cały świecie.


Swoją drogą, czy tylko mnie śmieszy imię i nazwisko autorki? Ale nieważne, nie o tym chciałam powiedzieć. Do tej książki zachęcało mnie wiele osób od bardzo bardzo dawna, ale ja nadal nie czuję się do niej przekonana. Czy ona naprawdę jest taka świetna jak wszyscy mówią? No nie wiem, pora się przekonać!

8. Lato koloru wiśni - Carina Bartsch

Lekkie love story utrzymane w konwencji romansu akademickiego. Emely, obdarzona odrobinę sarkastycznym poczuciem humoru studentka literaturoznawstwa, szczerze cieszy się z przeprowadzki jej najlepszej przyjaciółki do Berlina. Nie wie jeszcze, że szalona Alex zamierza zamieszkać w mieszkaniu swojego brata, przystojnego, szmaragdowookiego bruneta, z którym Emely łączą niemile wspomnienia. Na szczęście wkrótce dziewczyna otrzyma romantyczny mail od tajemniczego wielbiciela...


Dobra, o tej książce słyszałam same dobre rzeczy i aż głupio mi jej nie przeczytać! Bo kurczę, czuję się taka zacofana z tymi książkami. Nie macie tak czasem, że wydaje Wam się, że wszyscy przeczytali już jaką książkę, a Wy nawet nie wiecie jaki ma ona tytuł?

9. Zima koloru turkusu - Carina Bartsch
Jako, że jest to kontynuacja książki opisanej wyżej, również nie będę wklejać opisu, bo wiem, że znajdą się osoby, dla których mogłoby być to bardzo bolesne! Tak czy siak, nie muszę chyba mówić, że jak pierwszy tom to i drugi, mam rację?

Tyle z tego dobrego!
Czytaliście, którąś z tych książek? Co o nich sądzicie? Podzielcie się opiniami! Aaa... i jakie są Wasze stosiki na wrzesień?
Buźka!

Fanpage: KLIK

piątek, 1 września 2017

Brak czasu na czytanie? Ebooki? No i te bezcenne rady... #Subiektywnie 1

Cześć, skarby!
Na początku chciałam Was zaprosić na mój świeży fanpage na facebooku! KLIK oraz na instagrama! KLIK
Ostatnio coraz więcej tematów mnie nurtuje i ciągle to nowe osoby pytają mnie, co myślę na ten i ten temat. Wiecie, może mogłabym napisać to wszystko w osobnych postach, ale po co? Chciałam raz na zawsze rozwiać Wasze wątpliwości, podzielić się moimi przemyśleniami i zrobić jedno wielkie paplando. Dlatego rozpoczynam na blogu nową serię, która pojawiać się będzie, gdy tylko będę chciała się Wam wygadać. Bo kto lepiej zrozumie czytelnika niż drugi książkoholik? A, zapomniałabym! Oczywiście, zapraszam do dyskusji w komentarzach!

Czemu ostatnio czytam rzadziej i odczuwam czasem aż niechęć?
Może uznacie to za skandal, ale przez ostatni rok szkolny przeczytałam może z pięć książek, stąd tak mała aktywność na blogu. Może to za sprawą tego, że moja szkoła była... zdrowo rąbnięta? Nie chcę w to wnikać. W każdym razie, przerzuciłam się na seriale. Nie krzyczcie! Nadrobiłam tyle serialowych premier i zaległości, że w końcu teraz mam czas na czytanie! To, o czym chciałam powiedzieć, to moja irytacja, gdy słyszałam osoby, które jawnie mówiły mi, że taki ze mnie kozak, że chwalę się czytaniem, a mnie z książką przez rok nie widzieli. No, ludzie! Proszę Was! Naprawdę? Nie wiem nawet jak mogę to skomentować. Przepraszam, ale to, że lubię czytać, a nie robię tego z konkretnych powodów, nie oznacza, że jest ze mną coś nie tak. Czy każdy wielbiciel biologii, matematyki czy polskiego codziennie z chęcią zagląda do książek? Wątpię.

Druga sprawa, uważam, że mimo wszystko czytanie nie powinno być całym naszym życiem. Wiecie, ja w tym roku wybrałam jednak znajomości i innych ludzi niż książki, i nie żałuję. To był cudowny czas. Odwołuję się myślą, oczywiście, do tego, o czym pisałam wyżej. Ale wiecie, jeśli jest to czyjąś pasją, pracą czy głównym zajęciem, nie widzę przeszkód, by poświęcać się najbardziej właśnie czytaniu! Chcę tu tylko nawiązać do tych skrajnych przypadków oceniania kogoś ze względu na to, co czyta, kiedy czyta, ile czyta i czy w ogóle czyta.

Ebooki, audiobooki i inne elektroniczne rodzaje książek...
Po pierwsze, kto z nas chociaż raz nie narzekał za zbyt ciężki plecak przez grubą książkę, którą do niego włożyliśmy „żeby sobie w razie czego poczytać” czy przez problemy z słuchaniem i koncentracją. Powiem tak, generalnie nie czytam książek elektronicznych, decyduję się na te papierowe. Mam do nich lepszy dostęp i jakoś szybciej mi się je czyta, widząc, ile jeszcze mi ich pozostało. Po ebooki sięgam zdecydowanie częściej na wakacjach i wszelkiego rodzaju wyjazdach, gdy przebywam poza domem. Ale powiedzcie mi, kto nie lubi zapachu książek?

A co do audiobooków. Lubię je, bo pomagają mi w koncentracji, zwłaszcza, gdy lektor jest genialny pod względem aktorskim! Z tego co słyszałam, Służące mają genialnego audiobooka i od dawna się na to czaję! Chciałam też wspomnieć, że uwielbiam książki audio w języku angielskim, słucham po parę razy czasem jednego rozdziału, ale rozumiem wszystko! Praktyka czyni mistrza, pamiętajcie!

Dziękuję za cenne rady!
Niektóre rady dotyczące tego, że komuś nie podoba się nagłówek, tło, przekierowanie z instagrama nie takie czy inne jakieś wtyczki, których nie ogarniam, albo sam tytuł bloga, są dla mnie bardzo dobrym znakiem! Mimo że irytuje, daje mi znak, że jednak ktoś bloga czyta, wyciąga wnioski, a nie przechodzi obok niego obojętnie. Mi to daję satysfakcję, bo widzę, że ludzie poświęcają blogowi swój cenny czas!Bo wiecie, jeśli komuś się coś nie podoba, jest to jego subiektywna ocena, mam rację? Co innego, gdy coś jest po prostu złe i jest szansa, by to ulepszyć, zawsze wtedy przyjmę do siebie pomoc. Dlatego chce podziękować wielu osobom za wszystkie rady, które sprawiły, że mój blog jest taki, a nie inny. To dzięki Wam się rozwijam i dokształcam... Ale nie o tym chciałam mówić. Mogę jedynie powiedzieć, że subiektywna ocena nie jest radą. Możecie nazywać to jak chcecie, ale dla mnie mówienie, że coś POWINNO być w innym kolorze, jest po prostu nie na miejscu. Okej, rozumiem, blog dla ludzi, ale jeśli jedna osoba na sto mówi mi, że z racji, że jej się to nie podoba, powinnam coś zmienić... no, halo, coś jest chyba nie tak, mam rację? Myślę, że wiecie o co mi chodzi, zwłaszcza jeśli sami spotkaliście się z takimi sytuacjami.
Czy źle czyta się Wam mojego bloga?

Wybaczcie, że ten post jest nieco inny, ale czasem, jak każdy, potrzebuję się wygadać, a Wy rozumienie mnie najlepiej. Zachęcam do dyskusji i wyrażania swojego zdania w komentarzach!
Kocham Was!
Buziaczki ♥

wtorek, 29 sierpnia 2017

TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM! „Noc Kupały” Katarzyna Berenika Miszczuk


Cześć kochani!
Osoby, które nie czytały pierwszego tomu, a chcą to zrobić, informowane są, że czytają ten post na własną odpowiedzialność!
Na początku chciałam Was bardzo bardzo serdecznie zaprosić na dosyć... dosadną recenzję pierwszego tomu z serii Kwiat paproci: KLIK
Przepraszam również za dość chaotyczną recenzję, ale minął tydzień od przeczytania przeze mnie kontynuacji z początku znienawidzonej przeze mnie książki, a ja jestem nadal nieco zdezorientowana i zszokowana. Pomijam zakończenie, bo to nie o to chodzi... Ale wszystko po kolei!

Zbliża się Noc Kupały, kiedy to Gosia musi odnaleźć kwiat paproci. Co zrobi z nim później? Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć! Obiecała go bogom i Mieszkowi. Jakby nie patrzeć, komukolwiek go nie da, może czekać ją śmierć, czai się na każdym kroku.
Jest też drugi problem. Pierwsza kochanka Mieszka umarła dawno temu... ale czy na pewno?

„- Nie cierpię polityki - odparł z niesmakiem - Wszystkie te oślizgłe gnidy, które nigdy nie mówią tego, co na prawdę mają na myśli. Wszystkich należałoby ściąć za kłamstwa.”

Z taką nutką ciekawości Was zostawiam. Rozpoczynając tę powieść byłam nastawiona na nią tak negatywnie, że sobie tego nawet nie wyobrażacie! Wspominając pierwszą część, chciałam jak najszybciej przez to przebrnąć, zwłaszcza, że wątek miłosny w tej historii nie jest moim ulubionym. Ale dobra, wytrwałam do drugiego czy trzeciego rozdziału... i zaczęła się akcja. Miszczuk skupiła się przede wszystkim na tym co najważniejsze. Na naszych słowiańskich wierzeniach, ale najpierw o bohaterach.

„Na środku pomieszczenia stał drewniany krzyż, symbol jej boga. Mężczyzna pokręcił głową na ten widok. Każda wiara wydawała mu się pozbawiona sensu, a modły do narzędzia tortur jeszcze bardziej go w tym upewniały.”

Gosia jak mnie irytowała wcześniej, tak robi to do teraz... aczkolwiek trochę rozumiem jej działania, które nie zawsze mogą wydać się mądre. Postępowała jak człowiek, tak jak, wbrew pozorom, postąpił, by każdy z nas. Bardzo irytowała mnie jej hipochondria, która na szczęście aż tak często nie objawiała się na kartach tej książki. Jej ogromna zazdrość o Mieszka, choć działająca na nerwy, jest w pełni do zrozumienia. Przynajmniej dla niektórych!

A sam Mieszko? Cóż, trochę go nie rozumiałam. Miałam wrażenie, że chłopak nie mógł zdecydować się co czuje do Gosi. Dodatkowo, można było odczuć, że nadal zależy mu nieco na Ote, byłej żonie, której nie widział... no, nie oszukujmy się, dobre tysiąc lat! No dobra, co jak co, ale hipochondryczna i dowcipna Gosia w połączeniu z zagubionym i czarującym Mieszkiem tworzą idealną parę.

„Myślę, że gdybyś żyła w moich czasach, to z całą pewnością byłybyśmy najlepszymi przyjaciółkami, razem doiłybyśmy krowy.”

Tyle z minusów. Wbrew pozorom, nie rzucają się w oczy tak bardzo, bo, wierzcie mi, dzieje się tu tyle niesamowitych rzeczy, że łatwo o tym zapomnieć! Już w początkowych rozdziałach zostajemy wprowadzeni w klimat, który bardzo mnie urzekł. Wszystkie leśne demony, czary, bogowie... nawet osoby, które nie przepadają za mitologią słowian znajdą tu coś dla siebie. Nie brakuje również elementów zaskoczenia. Inteligentni mogliby się ich domyślić, ale książka napisana jest w taki sposób, że nawet nie ma czasu, by się zastanowić czym autorka nas zaskoczy.

„Cegiełka po cegiełce budowałam między nami coraz wyższy mur. Nie wiem po co poszłam na tę medycynę. Taki zdolny ze mnie rzemieślnik.”

To, co lubię u polskich autorów to humor, zwłaszcza u Miszczuk! Uśmiałam się bardzo, czytając tę książkę. Śmieszne dialogi i sytuacje, z których śmiałam się z całą rodziną. Ale spokojnie, nie jest to głupi i tandetny humor, wystarczy mieć dystans i być kumatym!

Zakończenie... no powiem Wam, pokręcone, ale ciekawe! Czy się spodziewałam? Sama nie wiem, obstawiałam tyle opcji, że nawet sama nie jestem w stanie ich spamiętać. Tak czy siak, były łzy, była radość i było zaskoczenie, czyli to, co powinno mieć dobre zakończenie! I oczywiście jestem niezmiernie ciekawa trzeciego tomu, który z tego co słyszałam, jest równie ciekawy... ale to się okaże!

„Na razie mam wrażenie, że życie przewija mi się tylko przed oczami, że stoję z boku i patrzę na to wszystko - westchnęłam. To zupełnie jak zły sen, z którego nie mogę się obudzić. Wstaję z łóżka, jem, idę do pracy, uśmiecham się do ludzi, rozmawiam z nimi, a w środku? W środku płaczę albo nie czuję nic poza zdumieniem.”

Pani Miszczuk jest idealnym przykładem niesamowitej zmiany na lepsze! Nie spodziewałam się, że po fatalnym starcie można odbić się od dna z tak niesamowitym efektem! Pokochałam tę serię i z niecierpliwością czekam na możliwość przeczytania kolejnych części!

Łapcie piosenkę ze słowiańskim klimatem! <3

Buziaki ♥

piątek, 25 sierpnia 2017

5 książek, które pozostają w pamięci na bardzo długo!


Cześć misie!
Ostatnio uświadomiłam sobie, że gdy próbuję sobie przypomnieć losowe tytuły książek, w pamięci ciągle mam te same pozycje. Swoją drogą, Wy też tak macie? Wszystkie te tytuły łączy to, że odegrały w moim życiu ważną rolę i potrafię je cytować w każdej sytuacji, odwoływać się ciągle do wydarzeń dziejących się w nich oraz zwyczajnie je wspominać i pogłębiać wiedzę o nich. W taki sposób powstała lista pięciu książek, które zostają w pamięci na bardzo długo! Oczywiście, jest to bardziej subiektywna lista i nie musicie się ze mną zgadzać, aczkolwiek, zapraszam do czytania!

1. Zabić drozda - Harper Lee

Lata trzydzieste XX wieku, małe miasteczko na południu USA. Atticus Finch, adwokat i głowa rodziny, broni młodego Murzyna oskarżonego o zgwałcenie biednej białej dziewczyny Mayelli Ewell. Prosta sprawa sądowa z powodu wszechpanującego rasizmu, urasta do rangi symbolu. W codziennej walce o równouprawnienie czarnych jak echo powraca pytanie o to, gdzie przebiegają granice ludzkiej tolerancji. Zabić drozda to wstrząsająca historia o dzieciństwie i kryzysie sumienia. Poruszająca opowieść odwołuje się do tego, co o życiu człowieka najcenniejsze: miłości, współczucia i dobroci.

Kto jest tutaj dłużej, wie doskonale, że ta niesamowita powieść o tolerancji, miłości i dojrzewaniu jest jedną z moich ulubionych. Nie muszę chyba dużo o niej mówić. Jest po prostu cudowna i uważam, że każdy powinien ją przeczytać!
Recenzja: KLIK





2. Kwiaty na poddaszu - V. C. Andrews

Szczęśliwą z pozoru rodzinę Dollangangerów spotyka tragedia - w wypadku samochodowym ginie ojciec. Matka z czwórką dzieci zostaje bez środków do życia i wraca do swego rodzinnego domu. Niezwykle bogaci rodzice mieszkający w ogromnej posiadłości, wyrzekli się córki z powodu jej małżeństwa z bliskim krewnym, a narodzone z tego związku dzieci uważają za przeklęte. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu, którego nigdy nie opuszcza. Dzieci żyją w ciągłym strachu, a odkrycie, jakiego dokonuje najstarszy brat, stawia rodzeństwo w obliczu nieuniknionej katastrofy.

Oooj! W pamięci zostaje głównie dlatego, że jest niesamowicie wstrząsająca, kontrowersyjna, smutna i przepiękna. Nie pamiętam, kiedy płakałam tak bardzo, jak podczas czytania tej książki. Mistrzostwo!
Recenzja: KLIK



3. Pamiętnik - Nicholas Sparks

Karty starego notatnika kryją historię romantycznej miłości. Starszy pan codziennie odczytuje ją mieszkającej w domu opieki kobiecie chorej na alzheimera. Jest to opowieść o bogatej dziewczynie z miasta i ubogim chłopaku z prowincji, których pewnego lata połączyło wyjątkowe uczucie. Wbrew sobie zostali rozdzieleni, a ich miłość wystawiona na próbę. Czy uda im się ponownie spotkać?

Może i zwykła i dla niektórych przewidywalna, ale utkwiła mi w pamięci głównie z powodu tego, że gdyby nie ona, byłabym rano wyspana. Z wtorku na środę siedziałam pod kołdrą z latarką dopóki nie przeczytałam ostatniej strony. A ile łez przy tym wylałam! Od tej pory myślę o niej bardzo często. Swoją drogą, polecam również ekranizację!
Recenzja: KLIK





4. Marsjanin - Andy Weir

Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności. Czyżby to był koniec? Nic z tego. Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę, co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość, odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…

O tej historii rok temu słyszał prawie każdy! Wszędzie było o niej głośno. Książka doczekała się również ekranizacji, która moim zdaniem jest świetna... choć ma kilka mankamentów. Jak pewnie pamiętacie, zakochałam się w tej powieści po uszy i przez wiele stron wstrzymywałam oddech z wrażenia. Piękna!
Recenzja: KLIK

5. Życie Pi - Yann Martel

Ranna zebra, orangutan, hiena cętkowana, szczur i tygrys bengalski… Taka menażeria to nie najlepsze towarzystwo w dryfującej po oceanie szalupie. Niestety szesnastoletni Pi Patel po zatonięciu japońskiego frachtowca, na pokładzie którego wraz z rodziną i zwierzętami z prowadzonego przez ojca zoo płynie z Indii do nowej ojczyzny, Kanady, nie ma żadnego wpływu na dobór towarzyszy niedoli. Grupa rozbitków, wśród których – poza orangutanem – Pi Patel jest jedynym dwunożnym stworzeniem, szybko się kurczy, aż pozostaje tylko on i tygrys. Odyseja przez Pacyfik staje się walką o życie – z żywiołem, głodem i, przede wszystkim, z olbrzymim kotem, z którym w bezpośredniej konfrontacji chłopiec nie miałby żadnych szans. By utrzymać zwierzę z dala od siebie, musi na niewielkiej powierzchni szalupy oznaczyć swoje terytorium i stać się osobnikiem alfa.

Tą książką również zachwycałam się na blogu, bo niezwykle mnie poruszyła i dała wiele do myślenia. Myślę, że wiele ludzi byłoby w stanie zakochać się w tej powieści tak niesamowicie prawdziwej i pięknej. 
Recenzja: KLIK

I to by było na tyle! Czytaliście którąś z tych powieści? I chętnie poznam Wasze top 5 książek, które na długo zapadły Wam w pamięci!
Buziaki! ♥

*Wszystkie opisy i zdjęcia okładek pochodzą ze strony lubimyczytac.pl*

wtorek, 22 sierpnia 2017

Totalny dramat! Po prostu istna tragedia! - „Zaliczenie z tragedii” Elizabeth LaBan


Witajcie!
NA WSTĘPIE PRZEPRASZAM ZA MOJE NERWY, CO WIĄŻE SIĘ Z TAKIM, A NIE INNYM JĘZYKIEM W TEJ RECENZJI, ALE NIE MOGŁOBY SIĘ BEZ NICH OBYĆ.
KOCHAM WAS.
Amerykańskie liceum z internatem. Myślę, że tych trzech słów wyjaśniać nie muszę, bo każdy wie coś na ten temat. Także, w owej szkole panuje taki zwyczaj, że świeżo upieczeni absolwenci, gdy dowiadują się, który z trzecioklasistów zamieszka w ich pokoju w kolejnym roku, zostawiają nowemu lokatorowi dowolny prezencik, zwany przez uczniów tej szkoły „skarbem”. Duncan ma zamieszkać w pokoju z pozoru najgorszym, a jego prezentem jest stos płyt nagranych przez albinosa, który zamieszkiwał jego obecny pokój. Albinos Tim postanowił nagrać dla Duncana historię swojego życia... myślę, że inaczej tego nazwać nie mogę. Historię, która głównie kręci się wokół Vanessy, która również jest tu uczennicą. Nic Wam ciekawego to nie mówi? Spokojnie, mnie również.
Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną biblioteczną pozycją, którą wypożyczyłam „bo tak”. Powiem Wam, że ciężko bywa z tymi bibliotekami, ale ostatnio odkryłam, że moja karta biblioteczna jest zarejestrowana we wszystkich bibliotekach w mojej części Łodzi, a co za tym idzie, mam aż 17 bibliotek, z których mogę korzystać do woli. Oczywiście, dzięki temu niedługo ponadrabiam moje plany czytelnicze, bo nie wiem czy wiecie, ale gdyby nie biblioteki, nie miałabym czego czytać. Bo ja nie mam w zwyczaju kupować książek... no chyba, że w prezencie (który oczywiście sama dostaję, haha!)

Warto wspomnieć również, że uczniowie ostatniej klasy liceum Irvinga muszą zmierzyć się z zaliczeniem z tragedii, które rok w rok zadaje uczniom do napisania nauczyciel zaawansowanego angielskiego.

„Czasami rzeczą trudną - a nawet niemożliwą - jest wiedzieć, jak wiele wzniosłości kryje się w danej decyzji, dopóki nie jest już po wszystkim.”

I co? I więcej powiedzieć, nie mogę, bo jeśli mam być szczera w tej książce nic innego się nie dzieje, a jak już się zadzieję, to byłby to zbyt duży spoiler. Pamiętacie jak przy okazji Byliśmy łgarzami wspominałam, że do połowy książki zupełnie nie wiedziałam o czym ona jest? No, tak myślałam, kolejna książka, w której zaistniała podobna sytuacja... jednak Zaliczenie z tragedii bije tutaj rekord. Przez niecałe trzysta stron czekałam na rozkręcenie się akcji... no i je dostałam. Na. Ostatnich. Trzydziestu. Stronach. Cieszcie się, że nie widzieliście mojego zdenerwowania, gdy doszłam do tego finalnego wątku! Swoją drogą, nie wiem co we mnie wstąpiło, nigdy nie miałam w zwyczaju czytać książek, które nie rozkręcą się do pięćdziesiątej czy czasem setnej strony. A teraz? Przebrnęłam przez trzysta stron książki, która praktycznie nic nie wnosiła zupełnie do niczego. Ale dobra, nie bądźmy tacy krytyczni! Autorce należą się brawa za zakończenie, którego, szczerze, zupełnie się nie spodziewałam, za zakończenie, które dopiero te wszystkie bzdety opisane wcześniej uporządkowało w całość.

Dla osób, które nie lubią klasycznych trójkątów miłosnych, odradzam tę książkę na wstępie. Powiem szczerze, że odkąd sama jestem w związku, zupełnie inaczej patrzę na kwestię 2+1 w powieściach młodzieżowych. Nie chcę zdradzać za dużo, ale powiem tylko, że trzeba być naprawdę idiotą, żeby chcieć zostawić swoją drugą połówkę, dla jakiegoś pierwszego lepszego gościa, który zapewnił nam nocleg, gdy lot został odwołany. Trzeba naprawdę nie mieć nic w głowie, by zostawić osobę, która straciła matkę, ma depresję i co za tym idzie, zmienił się jej charakter i ewidentnie potrzebuje pomocy! To są chwile, w których trzeba być przy kimś mimo wszystko! Ale co ja wiem o życiu? No ręce mi opadają!

„Bez względu na to, jak bardzo chciałbym zmienić rzeczywistość, wiedziałem, że fakt, iż urodziłem się albinosem, nie jest tragedią.”

Po tym już wiecie, że nie lubię dwóch z trzech osób naszego kochanego trójkąciku. I wypowiadam się tu o tych osobach, które odgrywają tu główną rolę, czyli uczniach z rocznika Tima. O Duncanie i jego sympatii nie wspomnę. Bo szczerze, są to tak nijakie postacie, tak pozbawione w sobie... nie wiem... życia i charakteru, że nawet nie ma co mówić na ich temat. Za to! Za to nauczyciel, pan Simon, to jest gość! Jego postać bardzo przypadła mi do gustu. Zważywszy na to, że jego głównym zajęciem jest przygotowanie uczniów do zaliczenia z tragedii oraz sprawdzenie tej pracy. No i jest wyrozumiały. Tak, jest bardzo wyrozumiały.

Do tej książki bardzo zachęciło mnie to, że pomysłem na napisanie jej, było to, że sama autorka w ostatniej klasie miała za zadanie napisać zaliczenie z tragedii, które ponoć uświadomiło jej, że uwielbia pisać, stąd ta książka. Czy to dobrze? Oceńcie sami, bo moją opinię na ten temat już znacie. (Swoją drogą, czy to normalne, że mam ochotę w każdym akapicie wstawić ten znany wszystkich sarkastyczny uśmieszek?) A! Jeszcze podobał mi się dopisek na końcu. Porady pana Simona, jak dobrze napisać zaliczenie z tragedii. Aż zrobiło mi się ciepło na serduchu, gdy to zobaczyłam! Brawo, Elizabeth!

Gdy patrzę na tę książkę mając za sobą całą tę historię, odczuwam wobec niej pewnego rodzaju sentyment. Sama nie wiem, dlaczego. Zakończenie tej książki wiele uporządkowało mi w głowie i nieco wbiło w fotel. Polecam osobom myślącym i takim, które potrafią znieść irytujących bohaterów, by finał powieści sprawił, że będą siedzieć z rozdziawioną buzią. Ta książka należy do właśnie takich pozycji! Czy ją lubię? Nie wiem. Myślę, że mogę tu użyć słowa toleruję, szanuję, przeczytałam i wiem o czym jest. Taka jest moja opinia. Od razu chcę wspomnieć. Najzupełniej nie sugerujcie się moją opinią przy wyborze książek do czytania! Ta recenzja wyrażała tylko i wyłącznie moje odczucia, które wywołała we mnie powieść. Nie ma tu faktów.

A co do piosenki? Myślę, że fani Glee doskonale ją znają. Również w tym utworze odgrywa ona jakąś tam rolę. Trochę mnie skręciło, gdy się o tym dowiedziałam, ale co zrobić! Bo wiecie, ja bardzo lubię tę piosenkę jak i cały zespół. Generalnie lubię takie klimaty. Oczywiście nie łudźcie się, że oddaje ona klimat powieści. Nie, nie. Klimat powieści oddałaby tu idealnie cisza. Tylko i wyłącznie cisza. Martwa. Cisza.

A wy co sądzicie o tej książce? Czytaliście ją? Bardzo chętnie poznałabym waszą opinię na jej temat!

Buziaki ♥

sobota, 5 sierpnia 2017

„Nie akceptuj zła, które możesz zmienić” Byliśmy Łgarzami - E. Lockhart


Witajcie misie!
Wakacje przyniosły ze sobą nowe książki, więc i jakieś paplando również by się przydało, mam rację? Na pierwszy ogień idzie książka, która była akurat w zasięgu ręki na półce bibliotecznej... swoją drogą, ostatnio zauważyłam, że przychodząc do mojej ukochanej biblioteki nie mam czego czytać, ponieważ prawie wszystko mam już za sobą... no co robić! W każdym razie, jak moje spotkanie z Łgarzami?


Nie powiecie mi, że ani razu nie zamarzyliście sobie chociaż na chwilę o górze pieniędzy i prywatnej wyspie, mam rację? Dla Sinclairów jest to na porządku dziennym. Każdego lata kuzynostwo wraz z chłopcem Gatem spotykają się na swojej cudownej amerykańskiej wyspie, by w pełni korzystać z luksusu jaki zapewniają im pieniądze. Pewnego lata jedno z kuzynostwa, piętnastoletnia Cadence idzie w nocy pływać i uderza głową w kamień przez co zapomina zupełnie o owych wakacjach....


„Jeżeli chcecie żyć tam, gdzie ludzie nie boją się

szczurów ani prawdziwej miłości, musicie porzucić
mieszkanie w pałacu.”


I szczerze, nic więcej nie mogę Wam powiedzieć, żeby nie zdradzić niczego za dużo. Nie dziwcie mi się, jakoś do połowy całej tej książki nie mogłam się w to w ogóle wkręcić, nie miałam pojęcia co to za historia, o czym opowiada, jaki jest wątek główny. Wszystko było takie nijakie. Jedyne co trzymało mnie przy tej powieści to klimat. Oj, autorka stworzyła naprawdę niesamowity klimat, który idealnie działa na naszą wyobraźnię i zmysły. Ale to jeszcze nie koniec! Bardzo cenię sobie książki, które choć przez połowę zanudzają... w którymś momencie robię rewolucję i wojnę w naszych głowach i sprawiają, że nie można się od nich oderwać. No mówię Wam! Jestem pod wrażeniem!

Należy się Wam słowo na temat bohaterów. Co do czwórki z przyjaciół, nie mam niczego do zarzucenia. Ale główna bohaterka... ugh... Cóż, Cadence, co ja mam z Tobą zrobić? Tak jak mówiłam, była mi obojętna do połowy, tak jak wszystko, ale potem zaczęła mnie lekko irytować... swoją głupotą, nieprzemyślanymi decyzjami, zadufaniem w sobie i użalaniem się nad własnym losem. Na szczęście i ona się zrehabilitowała i nastąpił gdzieś na końcu moment, w którym przekonałam się do niej.

„Lubię takie gry słowne. Pojmujecie? C i e r p i ę na migreny. Nie c i e r p i ę głupców. To słowo w obydwu zdaniach znaczy niemal to samo, ale nie zupełnie.”

Jak to w młodzieżówkach, nie brakuje tutaj również wątku miłosnego. Ale i to jakiego! Uwierzcie mi, choć bardzo ważny, wcale nie wysuwa się na pierwszy plan i do tego nie jest płytki i przewidywalny jak w niektórych tego typu książkach. Naprawdę klasa jest zachowana! A dla tych spragnionych gorących romansów, spokojnie, zapewniam, że i tak nie będziecie się nudzić!


„Bycie z Tobą ubiegłej nocy było lepsze niż czekolada.

A ja, głupi, myślałem, że nie ma niczego lepszego od czekolady.”


Wydaje Wam się, że ta powieść może być przewidywalna? Nic z tych rzeczy, naprawdę. Zakończenie wcisnęło mnie w fotel i sprawiło, że miałam wiecznie otwartą buzię i łzy w oczach. Polecam, naprawdę. Warto przetrwać początek, by przeżyć dalszą historię... choć przyznam szczerze, jestem bardzo wybredna w tej kwestii i zwykle, gdy książka nie zainteresuje mnie na początku, już jej raczej nie skończę. Także, wielki plus!

„Dobrze być kochanym, nawet jeśli ta miłość nie będzie trwała wiecznie.”

Dla wahających się, polecam z całego serduszka! Za ten klimat, za ciepło, za nieprzewidywalność... i choć z początku odrzuca, dajcie jej szansę! Wiem, że Byliśmy Łgarzami na długo pozostanie w mojej pamięci ♥

niedziela, 18 czerwca 2017

„Kres taki byłby celem na tej ziemi Najpożądańszym. Umrzeć - zasnąć. - Zasnąć!” (Hamlet) - „Wybacz mi, Leonardzie” Matthew Quick


Hej misie!
Pewna miła mi osoba jakiś czas temu, dokładnie w walentynki sprawiła mi bardzo zadowalający mnie prezent. Książkę, pewnie domyślacie się jaką. Niestety dopiero w ostatnim czasie miałam czas, by ją w końcu przeczytać, wiecie koniec roku, oceny wystawione i te sprawy. Z autorem spotkałam się po raz pierwszy, jednak... moje oczekiwania były zupełnie inne...

W swoje osiemnaste urodziny Leonard postanawia zgolić głowę na łyso, zabić wroga, a na końcu siebie. Ciekawa wizja obchodzenia urodzin, nie sądzicie? Powiem też, że nasz bohater uwielbia hollywoodzkie filmy z Bogartem... stąd też postanawia swój wygląd i życie dostosować do standardów owej postaci. Nie powiem, jeszcze ciekawiej. Więc co takiego może siedzieć w głowie tego nietypowego nastolatka? Quick wyjaśnia wszystko i zaprasza do chaotycznego świata zdesperowanego chłopaka. A Wy... co zrobilibyście z nazistowskim pistoletem?

„Mam taką teorię, że z wiekiem tracimy zdolność do bycia szczęśliwym.”

Dlaczego moje oczekiwania były zupełnie inne? Gdy zaczynałam tę książkę byłam przekonana, że to kolejna kiepska młodzieżówka, która znudzi mi się od razu i po dwóch dniach o niej zapomnę. Ale jak zdążyliście już pewnie zauważyć, jest zupełnie odwrotnie. Może i czytanie jej zajęło mi więcej czasu, ale to ze względu na to, że praktycznie go nie miałam, to jednak psychika Leonarda bardzo, ale to bardzo przypadła mi do gustu. W końcu nie natrafiłam na przerysowanego bohatera i proste oraz nic nie wnoszące wydarzenia. 

„Kurwa, ależ ja siebie nienawidzę.”

Jeśli chodzi o język, tutaj przyznaję plusa, i to wielkiego! Pomijam troszeczkę literówek w druku, da się je przeżyć, nie było ich dużo. Myślę, że uznanie należy się autorowi i jak wiadomo tłumaczowi. Odwalili kawał dobrej roboty. Jeśli przeczytacie podziękowania na końcu książki, zobaczycie ile osób, psychiatrów, psychologów i pracowników opieki społecznej musiało przeczytać tę książkę, by wyglądała ona w ten sposób jak obecnie. Dało to wiele, bo trudne tematy samobójstwa i braku akceptacji zostały przedstawione w języku codzienności. Ale spokojnie, nie jest to żadna przereklamowana powieść. więcej tu raczej nietypowych i ciekawych aspektów ludzkiego umysłu niż małostkowych nastolatek zdesperowanych na pokaz.

A bohaterowie? Co do Leonarda, nie mam zastrzeżeń, człowiek niesamowity, ciekawy i nieprzewidywalny. Charakter jest to dosyć specyficzny i domyślam się, że niektórym osobom może działać na nerwy i być sprzecznym z ich naturą i poglądami. Ale wiecie, ile ludzi tyle opinii. Jak dla mnie materiał na chwytliwego bohatera książkowego idealny. Autor nie skupił się tak bardzo na postaciach drugoplanowych, choć nie zmienia to faktu, że również mają bogatą charakterystykę. Jednak rozumiecie, Leonard to mój człowiek.

Dlaczego ludzie lubią słyszeć tylko takie pytania, na które odpowiedzieli wcześniej milion razy, a nie cierpią, kiedy zbija się ich z tropu? Ja akurat uwielbiam, gdy jakieś pytanie zbija mnie z tropu. Z ogromną radością całymi dniami rozmyślam wtedy nad możliwymi odpowiedziami. Czy są jeszcze inni ludzie, którzy lubią sobie podumać, czy też jestem kompletnym dziwakiem?

Czytając tę książkę miałam wrażenie, że mam przed sobą jeden wielki wiersz. Jeśli mam być szczera, nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Możliwe, że miejscowa nietypowa budowa rozdziałów tak zadziałała? Akcja? Temat powieści? Cokolwiek to było, sprawiło, że czytanie było jeszcze przyjemniejsze.

„Raz na jakiś czas zakładam garnitur, idę na wagary i badam, jak wygląda życie dorosłego człowieka. (...) Po prostu chcę wiedzieć, czy warto w ogóle dorastać. To wszystko. Potem śledzę najżałośniej wyglądającego dorosłego, bo wiem, że pewnego dnia sam znajdę się w jego położeniu: będę najżałośniejszym dorosłym w wagonie metra. Chcę się dowiedzieć, czy zdołam to wytrzymać.”

W sumie ta tematyka nasuwa mi na myśl nieco Małego Księcia. Oczywiście jeśli chodzi o problem dorastania. Podejrzewam, że Leonard nie chciał zwyczajnie dorastać. Przecież osiemnaste urodziny to taki idealny czas, by się zabić i nigdy nie być dorosłym, nie mieć kupy obowiązków, cieszyć się z małych rzeczy, nigdy nie zaznać wielkich krzywd i katastrof... Poniekąd się z nim zgadzam. Bo kto niby chciałby dorosnąć i porzucić dziecięce wspomnienia?

„Najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją, potem cię zwalczają, potem wygrywasz.”

Zaczęłam się zastanawiać czy imię głównego bohatera nie było zaplanowane specjalnie, by pasowało do twórczości Leonarda Cohena. Bo kurczę, nie wiem jak Wy, ale ja słuchając choćby piosenki wyżej, odczuwam klimat, którym owiana jest ta powieść. Nic dodać, nic ująć.

Adios!

piątek, 14 kwietnia 2017

„Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” Leslye Walton



Hej aniołki!
Były trzy podejścia. Może więcej. Każde nieudane... i co teraz będzie? I nie, nie mówię o podejściach do czytania. Choć o tym też mogłabym wspomnieć. Wiecie, to trochę dziwne, tak bardzo zaniedbać najważniejszą dla siebie rzecz. A wiecie co jeszcze? Byłam głupia tłumacząc to zaniedbanie brakiem czasu i stresem, bo przecież nic tak dobrze nie uspakaja jak kubek herbaty, książka i pisanie recenzji, która dotrze do małej lub czasem niemałej grupy ludzi. Także, apeluję do wszystkich zestresowanych i tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Zakładajcie blogi i piszcie... o tym, co Was pasjonuje, o tym, co sprawia Wam przyjemność i macie dość duże pojęcie w tym temacie. Pomaga, uwierzcie mi. A nic nie jest dla blogera większą frajdą niż świadomość, że możecie dzielić się swoimi zainteresowaniami w szerszym gronie odbiorców, wśród ludzi, którzy czerpią radość z czytania Waszych wypocin.
Spokojnie, nie przyszłam tu po to, by zostawiać Was z niczym.
Przyszłam tutaj oczywiście z książką!

Nie polecę tej książki wszystkim, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią rozbudowane intrygi rodzinne i wielkie drzewa genealogiczne. Ale myślę, że mimo wszystko tej książce należy się chwila uwagi. Na początku poznajemy historię babci Avy. Autorka wprowadza nas w niesamowity klimat powieści, perypetie miłosne i przedstawia drzewo genealogiczne całej rodziny. Brzmi ciekawie, prawda? Płynnym opisem przechodzimy do poznania matki Avy, a potem do samej głównej bohaterki. Co w niej takiego niezwykłego? Otóż, rodzi się ze skrzydłami. Ale nie, spokojnie, nie ma tutaj żadnych aniołów, to nawet nie są anielskie skrzydła. Sama nie wiem jak to nazwać... wada genetyczna? Ava żyje sobie spokojnie, dopóki nie natyka się na gościa, który ma wręcz obsesje na jej punkcie. No nie wiem jak Wy, ale ja bym zgłupiała i zamknęła się w piwnicy, uciekając przed takim niebezpiecznym psychopatą...

„I to może być sedno problemu: wszyscy boimy się siebie nawzajem, bez względu na to, czy mamy skrzydła, czy nie.”

Bałam się, że z początku będę zanudzona tą książką. Faktycznie, dla ludzi o słabych nerwach może być to męczarnia, ale szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłam tego momentu przejścia między postaciami i wydarzeniami. Oczywiście akcja nie jest też niesamowicie jak wolna, ani zbyt szybka. Wszystko dzieje się w idealnym tempie, wystarczająco, by nadążyć i wszystko zrozumieć. A to trudna sztuka, także wielki plus!

Kojarzycie takie piękne i eleganckie klimaty dwudziestowiecznej Francji? Nie wiem jak Wy, ale ja podczas czytania czułam tę atmosferę. Uliczki, mieszkańcy, okolica... choć nie cala akcja dzieje się we Francji, książka pozostaje w takich klimatach. To samo jeśli chodzi o język. Jednak nie jest to styl, którego nie da sie zrozumieć, spokojnie, napisana powieść w naszych czasach nie stwarza problem na przeciętnego czytelnika. Lubię chwalić język i styl autorów i dobrze to widać w moich recenzjach, ale co ja pocznę, że na język zwracam największą uwagę?

Myślę, że śmierć podobna jest do otrucia albo gorączki - wyszeptałam. - To jak bycie o krok przed wszystkimi. Krok tak duży i szeroki, że dogonienie cię staje się niemożliwe, i jedyne, co możesz zrobić, to patrzeć, jak wszyscy ci, których kochasz, znikają.

Jeżeli chodzi o samą postać Avy Lavender... no cóż, wykreowana jest genialnie, dopięta na ostatni guzik, chociaż jak na mój gust, jest zbyt cichutka i grzeczniutka. Za to najbardziej przypadła mi do gustu postać matki i jak babci naszej bohaterki. Kobiety, które, zwięźle mówiąc, umiały zadbać o siebie. Spotkał je los troszeczkę ciężki, wychowywały dzieci bez mężczyzny. Nie zahaczam tu o żadne feministyczne przekonania, bo nie chcę się w to zagłębiać. Nie tu. Stwierdzam fakt bycia wytrwałym i silnym. Także jeśli chodzi o te kobiety, jestem zdecydowanie za!

Może byłaby to trwalsza, głębsza miłość: prawdziwa i stabilna istota, która mieszkałaby w tym domu, korzystała z łazienki, jadła ich jedzenie, przenikała pościel we śnie. Miłość, która pocieszałaby ją w płaczu, która zasypiałaby z klatką piersiową przyciśniętą do jej pleców.
Podsumowując, jest to książka idealna na taki dłuższy wieczór, może na wakacje. Pełna metafor i porównań, co uwielbiam. Jestem nią naprawdę mile zaskoczona i mam nadzieję, że będziecie i Wy. Spokojna, aczkolwiek budząca napięcie i niesamowicie wpływająca na emocje. Piękna historia opowiedziana w piękny sposób. Czego chcieć więcej?   

 

czwartek, 19 stycznia 2017

A co u Was? 2016...

Hej miśki!
Po pierwsze, chciałam zaznaczyć, że post ten nie będzie wyglądał jak typowe podsumowanie dnia, roku, miesiąca itp... itd.. Chcę, aby miał on charakter bardziej refleksyjny dla mnie samej. Trochę się wygadam, trochę ponarzekam, trochę się pośmieję i podsumuję.



Także, ten rok był trochę rewolucyjny, patrząc na to, jak rozwinął się przez te miesiące! Z 7 obserwatorów zrobiło się tu Was prawie 90! Może dla niektórych przez rok to małe osiągnięcie, ale ja o niczym innym nie marzyłam. Uważam to za naprawdę COŚ. Przez ten czas wiele razy uroniłam łzę od czytania komentarzy, które wzbudziły we mnie naprawdę wielką radość. Świadomość, że ktoś czyta moje wypociny i dodatkowo podobają mu się one jest najlepszym uczuciem na świecie.

Pewnie zauważyliście, że od wakacji częstotliwość pojawiania się jakichkolwiek postów na moim blogu drastycznie zmalała. Wiążę się to z tym, że straciłam zupełnie motywacje do czytania książek. Szkoła chce mnie wykończyć (tak, tak, tacy salezjanie z Łodzi) i zabiera mi każdą ostatnią chwilę, patrząc na to, że chciałabym rozwijać się teatralnie, co zabiera mi więcej czasu, spotkać się ze znajomymi, wiadomo i jeszcze ogarnąć naukę. Wiecie, nigdy tak nie miałam, że przychodząc do domu w piątek po szkole zamiast usiąść, obejrzeć serial, nadrobić zaległości książkowe, zaczynałam się uczyć i kończyłam w niedzielę wieczorem. Wiem, że to w znacznej mierze moja wina, bo w październiku zwyczajnie odpuściłam systematyczną naukę. Ale przecież mamy Nowy Rok! Postanowienia noworoczne spisane, a całe kolejne 365 dni rozplanowane. Wiem, że wszystko w tej chwili zależy ode mnie i wiem, że muszę się postarać. Ten rok stawia przede mną naprawdę wiele wyzwań. Chciałabym dostać się do wymarzonego liceum i przyzwoicie napisać egzaminy w kwietniu, co może być dosyć trudne zważywszy na moje dwójki z matematyki i fizyki. To przykre, gdy chcąc rozwijać się w jednym kierunku i uczyć się przedmiotów ścisłych, nauczyciele zamiast mnie w tym dopingować, jeszcze bardziej denerwują się, że nie mam umysłu ścisłowca. Ale nie poddaję się! Oceny nie odzwierciedlają naszej prawdziwej wiedzy i uczymy się dla siebie, nie dla nich ani po to, by zadowolić kogoś innego.  Planuję w tym roku również rozpocząć zajęcia z Pole Dance i mam nadzieję, że wszystko uda mi się rozplanować! :D

Ten czas wiążę się również oczywiście z moim ogarnięciem czterech liter i postaraniem się (podkreślam, staraniem się) dodawać posty częściej i regularniej. Blog zawsze motywował mnie do czytania i choć teraz zbytnio nie mogę się jeszcze do książek przekonać, mam w sobie mnóstwo siły i zaparcia, aby temu zapobiec... więc mam nadzieję, że będziecie wyczekiwać ze mną! :D

NAJLEPSZE KSIĄŻKI PRZECZYTANE W 2016
Okej, myślę, że nie chcę wymieniać tu niczego w punktach, ale po prostu chcę o tym wspomnieć. Jak się pewnie domyślacie, najbardziej utkwiło mi w pamięci Idź, postaw wartownika z racji, iż Zabić Drozda czytałam w 2015. Myślę, że każdy pamięta mój zachwyt nad Kwiatami na poddaszu oraz Marsjaninem. Na uwagę zasługuje tutaj również Oddam Ci słońce, Pamiętnik oraz Dziewczyna z pomarańczamiNa temat tych książek dużo wypowiadać się nie będę. Ich tytuły są odnośnikiem do danej recenzji, tam możecie poznać moje zdanie na ich temat :D.

A jeżeli chodzi o książki w 2017... nie przeczytałam jeszcze żadnej, ale w poniedziałek zaczęły mi się ferie, więc zabrałam się na początek za króciutką Tajemnicę Pani Ming, której recenzji możecie się niedługo spodziewać :D

Także, w ten sposób zaczynam! Bądźcie ze mną...
Kocham Was i dziękuję za ten rok!
Buziaki <3