piątek, 14 kwietnia 2017

„Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” Leslye Walton



Hej aniołki!
Były trzy podejścia. Może więcej. Każde nieudane... i co teraz będzie? I nie, nie mówię o podejściach do czytania. Choć o tym też mogłabym wspomnieć. Wiecie, to trochę dziwne, tak bardzo zaniedbać najważniejszą dla siebie rzecz. A wiecie co jeszcze? Byłam głupia tłumacząc to zaniedbanie brakiem czasu i stresem, bo przecież nic tak dobrze nie uspakaja jak kubek herbaty, książka i pisanie recenzji, która dotrze do małej lub czasem niemałej grupy ludzi. Także, apeluję do wszystkich zestresowanych i tych, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Zakładajcie blogi i piszcie... o tym, co Was pasjonuje, o tym, co sprawia Wam przyjemność i macie dość duże pojęcie w tym temacie. Pomaga, uwierzcie mi. A nic nie jest dla blogera większą frajdą niż świadomość, że możecie dzielić się swoimi zainteresowaniami w szerszym gronie odbiorców, wśród ludzi, którzy czerpią radość z czytania Waszych wypocin.
Spokojnie, nie przyszłam tu po to, by zostawiać Was z niczym.
Przyszłam tutaj oczywiście z książką!

Nie polecę tej książki wszystkim, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią rozbudowane intrygi rodzinne i wielkie drzewa genealogiczne. Ale myślę, że mimo wszystko tej książce należy się chwila uwagi. Na początku poznajemy historię babci Avy. Autorka wprowadza nas w niesamowity klimat powieści, perypetie miłosne i przedstawia drzewo genealogiczne całej rodziny. Brzmi ciekawie, prawda? Płynnym opisem przechodzimy do poznania matki Avy, a potem do samej głównej bohaterki. Co w niej takiego niezwykłego? Otóż, rodzi się ze skrzydłami. Ale nie, spokojnie, nie ma tutaj żadnych aniołów, to nawet nie są anielskie skrzydła. Sama nie wiem jak to nazwać... wada genetyczna? Ava żyje sobie spokojnie, dopóki nie natyka się na gościa, który ma wręcz obsesje na jej punkcie. No nie wiem jak Wy, ale ja bym zgłupiała i zamknęła się w piwnicy, uciekając przed takim niebezpiecznym psychopatą...

„I to może być sedno problemu: wszyscy boimy się siebie nawzajem, bez względu na to, czy mamy skrzydła, czy nie.”

Bałam się, że z początku będę zanudzona tą książką. Faktycznie, dla ludzi o słabych nerwach może być to męczarnia, ale szczerze mówiąc, nawet nie zauważyłam tego momentu przejścia między postaciami i wydarzeniami. Oczywiście akcja nie jest też niesamowicie jak wolna, ani zbyt szybka. Wszystko dzieje się w idealnym tempie, wystarczająco, by nadążyć i wszystko zrozumieć. A to trudna sztuka, także wielki plus!

Kojarzycie takie piękne i eleganckie klimaty dwudziestowiecznej Francji? Nie wiem jak Wy, ale ja podczas czytania czułam tę atmosferę. Uliczki, mieszkańcy, okolica... choć nie cala akcja dzieje się we Francji, książka pozostaje w takich klimatach. To samo jeśli chodzi o język. Jednak nie jest to styl, którego nie da sie zrozumieć, spokojnie, napisana powieść w naszych czasach nie stwarza problem na przeciętnego czytelnika. Lubię chwalić język i styl autorów i dobrze to widać w moich recenzjach, ale co ja pocznę, że na język zwracam największą uwagę?

Myślę, że śmierć podobna jest do otrucia albo gorączki - wyszeptałam. - To jak bycie o krok przed wszystkimi. Krok tak duży i szeroki, że dogonienie cię staje się niemożliwe, i jedyne, co możesz zrobić, to patrzeć, jak wszyscy ci, których kochasz, znikają.

Jeżeli chodzi o samą postać Avy Lavender... no cóż, wykreowana jest genialnie, dopięta na ostatni guzik, chociaż jak na mój gust, jest zbyt cichutka i grzeczniutka. Za to najbardziej przypadła mi do gustu postać matki i jak babci naszej bohaterki. Kobiety, które, zwięźle mówiąc, umiały zadbać o siebie. Spotkał je los troszeczkę ciężki, wychowywały dzieci bez mężczyzny. Nie zahaczam tu o żadne feministyczne przekonania, bo nie chcę się w to zagłębiać. Nie tu. Stwierdzam fakt bycia wytrwałym i silnym. Także jeśli chodzi o te kobiety, jestem zdecydowanie za!

Może byłaby to trwalsza, głębsza miłość: prawdziwa i stabilna istota, która mieszkałaby w tym domu, korzystała z łazienki, jadła ich jedzenie, przenikała pościel we śnie. Miłość, która pocieszałaby ją w płaczu, która zasypiałaby z klatką piersiową przyciśniętą do jej pleców.
Podsumowując, jest to książka idealna na taki dłuższy wieczór, może na wakacje. Pełna metafor i porównań, co uwielbiam. Jestem nią naprawdę mile zaskoczona i mam nadzieję, że będziecie i Wy. Spokojna, aczkolwiek budząca napięcie i niesamowicie wpływająca na emocje. Piękna historia opowiedziana w piękny sposób. Czego chcieć więcej?