środa, 23 marca 2016

„Gwiazd naszych wina” John Green

Szesnastoletnia Hazel Grace ma raka. Oddycha przez aparat tlenowy, żyje w miarę możliwości spokojnie. Uczęszcza na spotkania klubu wsparcia dla młodych ludzi z nowotworem. To tam wszystko się zaczyna. Poznaje rok starszego Augustusa Watersa, do którego, jak można się domyślić, od razu poczuła miętę. Teraz mogłabym opisywać dalej, ale nie wiem jak... a właściwie to nie wiem co opisywać, żeby nie rzucać spoilerami na prawo i lewo.



              
Okay...
Kiedyś musiał nadejść ten moment.
Moment, w którym moje wszelkie nadzieje legną w gruzach...
Także witam Was w tym cudownym i (nie) wyczekiwanym poście!

   Mogę się założyć, że gdyby zapytać przypadkową osobę na ulicy o Johna Greena, każdy choć trochę by coś kojarzył. Nie oszukujmy się, ostatnimi czasy ekranizacje powieści tego autora podbijają światowe kino. Może wiecie, a może nie, ja pana Greena bardzo lubię, szanuję jego dzieła i będę do nich z przyjemnością wracać. Ale czy do wszystkich utworów mam ten sam wielki sentyment? No właśnie, o tym dzisiaj chcę Wam powiedzieć.


Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne.

   To może zacznę od początku. Spodziewałam się książki o życiu z chorobą, trudnościami losu, czegoś co naprawdę chwyci mnie za serce. Po raz kolejny potwierdza się teoria, że nie można mieć wszystkiego. Otrzymałam coś zupełnie przeciwnego. Zwykły romans z wątkiem nowotworu gdzieś z boku. Fani Gwiazd naszych wina mogliby się spierać, że jest zupełnie przeciwnie. Jednak gdyby się zastanowić, ta powieść bez tej całej nieszczęśliwej miłości byłaby o wiele lepsza. Oj nie, nie panie Zielony, zawiodłam się!

   Należą się jednak też gratulacje. Autor podjął niesamowite wyzwanie wcielenia się w nastolatkę z burzą hormonów! A efekt? No... Kochani panowie! Mam nadzieję, że Wasze wyobrażenia idealnych kobiet nie są tak irytujące jak wyobrażenie pana Greena. Pomijam fakt, że w obecnych czasach większość żeńskich postaci działa mi na nerwy, a Hazel znajduje się na początkowych miejscach tej listy. To samo tyczy się Augustusa. Zbyt idealny i przez to zbyt przeciętny. Zastanawia mnie co ma na celu zestawianie ze sobą idealnych i kochanych bohaterów z paskudną chorobą, umieraniem, lekarzami, szpitalami i innymi wrednymi pasożytami żerującymi na ludzkim życiu. 

Obawiam się, że pokłada Pani wiarę w niewłaściwej osobie - ale cóż, z wiarą zazwyczaj tak już bywa.

   Bardzo rozpaczałam przez przewidywalność wydarzeń. Nie czekałam na kolejny rozdział z nadzieją, że dowiem się czegoś nowego, ale na potwierdzenie moich teorii. Oczywiście w dziewięćdziesięciu procentach miałam rację. Nie mówię tutaj o sobie jako o największym jasnowidzu, ale o tym, że do książki przypisany jest pewien schemat, który znajduje się w większości książkach gdzie bohaterowie są bardzo chorzy, zakochują się w sobie i kolokwialnie mówiąc, tak w tym wszystkim gniją.

Na tym świecie jest tylko jedna rzecz okropniejsza niż umieranie na raka w wieku szesnastu lat, a jest nią posiadanie dziecka, które na tego raka umiera.

   Bardzo się cieszę, że wydawnictwo Bukowy Las wydaje książki Johna Greena i umożliwia wszystkim poznawanie jego twórczości. Tak, o Gwiazd naszych wina też mówię. Mimo wszystko, jest to dobra książka na jedną podróż, wieczór czy dzień w szkole. Na dłuższą metę wątpię, żeby się spisała.

wtorek, 15 marca 2016

„Dziewięć żyć Chloe King: Upadła” Liz Braswell



   Cześć i czołem!
   Ostatnio miałam małe kłopoty z laptopem, dlatego też przez weekend nie pojawił się tu żaden nowy post, ale za to przeczytałam kolejną książkę, o której chcę Wam dzisiaj co nieco opowiedzieć. Jednym z moich zdobyczy bibliotecznych była pozycja, którą upatrzyłam sobie już dawno temu, jednak parcia dużego niestety nie miałam. Wszechogarniająca motywacja mną zawładnęła, dlatego nie czekałam, ale od razu zabrałam się do czytania!

   Chloe King była najzwyklejszą nastolatką. Miała przyjaciół, masę chłopców wokół siebie, dorywczą pracę i matkę, z którą stale się kłóciła. W dniu swoich szesnastych urodzin, orientuje się, że jest coś nie tak... nawet bardzo nie tak. Przeciętny człowiek nie może przeżyć upadku z siedemdziesięciu metrów ze zwykłym zadrapaniem na głowie. W zasadzie... nikt nie jest w stanie przeżyć upadku nawet z piętnastu metrów. Chloe staje się zwinna, szybka i silna. Czy to tylko zabawa? A może niebezpieczeństwo czai się za rogiem?

   Pani Braswell ukończyła egiptologię i stąd właśnie tematyka i tytuł powieści. Jak wiadomo nie od dziś, koty w starożytnym Egipcie były czczone i najbardziej szanowane. W zasadzie to nawiązanie do mitycznej Bast, bogini macierzyństwa, radości i miłości, jak i do Basta, po prostu kota, który był świętością, zachęciło mnie do sięgnięcia akurat teraz po tę pozycję. Jak się okazało, pozory mogą mylić.

„Przechylił jej głowę i zamknął jej oczy. Następnie wytarł malutkie srebne ostrze w chusteczkę, przykucnął obok swojej ofiary i czekał. Kiedy się ocknie, zabije ją ponownie.”

   Nie oszukujmy się. Akcja opisana na kartach tej książki mogła być spokojnie zawarta w dwóch rozdziałach. Eh! Akcja to złe słowo, bo prawie jej tam nie ma, Do tej pory wydawało mi się, że każdy moment powinien w jakimś stopniu rozwijać fabułę. Jak widać pomyliłam się. Trzy czwarte całej „historii” mogłabym bez zastanowienia wyrzucić, pozostawiając ostatnie pięćdziesiąt stron, które sprawiły, że odzyskałam wiarę w Dziewięć żyć Chloe King, dlatego też mam nadzieję, że nie zawiodę się na kolejnych tomach trylogii.

   W wielu opiniach pozostałych czytelników, widziałam zachwyt Chloe. Widzieli w niej taką zadziorną, rozwydrzoną i na swój sposób niegrzeczną nastolatkę. Oczywiście lubię takich bohaterów. Właśnie, lubię. Ale jak tu coś lubić kiedy tego nie ma? Jeżeli poprzez pokazanie wcale nie tak wielkiego konfliktu matki z córką, autorka chciała ukazać ten cały bunt, to ja powinnam zacząć zastanawiać się nad drastycznym wzrostem złego zachowania większości młodzieży (bez obrazy dla większości młodzieży ☺).


„Znaleźli się naprawdę bardzo blisko siebie. Czuła zapach jego wody toaletowej, płynu do płukania tkanin z jego ubrania, pasty do zębów, szamponu, jego skóry i oddechu.

Czuła też Domestos i Ajax, ale stsrała się o tym nie myśleć.”


   Co to za książka młodzieżowa bez wątku miłosnego! Już w ciągu paru dni Chloe ma na swoim koncie trzech jakże przemiłych kawalerów, z czego jeden jest zupełnie niepotrzebny, drugi zapewne jest złym typem, który chce dopaść naszą bohaterkę, a trzeci pojawia się jako uroczy książę z bajki, mający na celu uratować swoją księżniczkę przed niebezpieczeństwem. Niestety książka skupia się tylko na spotkaniach i rozmowach, które nic nie wnoszą i może na paru pocałunkach w najdziwniejszych miejscach tylko po to, żeby się rozerwać.

   Na nerwy działał mi również język jakim posługiwała się autorka. Rozumiem chęć pokazania „rozwydrzonych” nastolatków poprzez używanie przekleństw i innych dziwnych słów, ale sama nie wiem dlaczego w książkach bardzo mnie to irytuje, zwłaszcza gdy powtarza się wiele razy. Co jak co, ale jest to literatura i szacunek do niej należy zachować! Nie mówię tutaj o celowych użyciach wulgaryzmów, które nadają sens danemu fragmentowi, ale o wciskaniu niepotrzebnych słówek między wypowiedzi bohaterów. To samo tyczy się narracji. Zdecydowanie lepiej czytałoby się, gdyby była ona w formie pierwszoosobowej. Jednak ten aspekt pozostawię bez komentarza.



„Chloe usłyszała za sobą jakiś dźwięk, jakby ktoś bardzo cicho odchrząknął. Zerwała się na nogi i odwróciła, przeświadczona, że zobaczy mordercę czy inne zagrożenie.

Było gorzej. Stała za nią matka.”


   Było krytycznie, dlatego dosypuję szczyptę pozytywnych słów! Dlaczego nie odłożyłam tej książki na półkę? Mimo wielu wad, nerwów i irytacji, czyta się ją bardzo szybko i bez większych problemów. Teraz z pewnością pojawia się pytanie Jak to możliwe? A no możliwe! Przebrnięcie przez całą powieść zajęło mi może dwa dni. Nie było żadnych trudnych wyrażeń, a wszystko było jak najbardziej zrozumiałe. Przyznaję dużego plusa za prostotę!

   Tak to już bywa, że krytyka zajmuje najwięcej miejsca w przeróżnych wypowiedziach. Nie będę mówić czy polecam Wam tę książkę czy nie. Sami powinniście zadecydować. Jednak nie chcę nikogo zniechęcać! To, że pierwszy tom trylogii nie spełnił moich wymagań, nie znaczy, że kolejne będą takie same! Trzeba być dobrej myśli i zawsze mieć motywacje! 

piątek, 4 marca 2016

„Pamiętnik” Nicholas Sparks

   Do twórczości Sparksa musiałam przekonywać się przez bardzo długi czas. Nie wiem czym było to spowodowane, ale romanse zwyczajnie mnie nie pociągały. Wiele razy buszowałam po bibliotece z kolejnymi książkami tego autora, jednak żadnej nawet nie zaczęłam czytać. Tym razem postarałam się bardziej zmobilizować i się udało. Teraz tego nie żałuję!


   Czy o pierwszej miłości można tak łatwo zapomnieć? Czy da się ją na zawsze wyeliminować z życia? Możliwe. Jednak jeżeli jest to najpiękniejsza i najprawdziwsza miłość, można po prostu wyrzucić razem ze wszystkimi wspaniałymi wspomnieniami? W tym przypadku będzie już trudniej. Prawdziwa miłość to uczucie, które w człowieku nigdy nie zgaśnie. Czasem może być bolesne, bardzo bolesne, ale zawsze okaże się piękne.

   Tytułowy pamiętnik ukazuje nam piękną historię dwojga zakochanych w sobie ludzi. Noah czyta ją starej kobiecie cierpiącej na chorobę Alzhaimera, jednocześnie wracając do najpiękniejszych lat swojej młodości. Wtedy to Allie zjawiła się w jego życiu i wywróciła je do góry nogami, już na zawsze zostawiając siebie w jego sercu.


„Kiedy człowiek się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie.”

   Jeżeli zapytalibyśmy kogoś o najlepsze romanse, z pewnością usłyszelibyśmy tytuły wielu dzieł Nicholasa Sparksa. Nic dziwnego. Przez lata zasłużył sobie na tytuł króla historii miłosnych, które czarują kolejne pokolenia. Wydany w 1996 roku Pamiętnik stał się fenomenem wśród wielu czytelników i fanów romansów. Uznany za jedną z najpiękniejszych powieści o miłości ostatniego dwudziestolecia, z pewnością jeszcze przez długie lata będzie cieszyć się popularnością, a karty tej powieści zmiękną od niejednej łzy.

   Noah i Allie to ludzie, którzy poznali się w młodości, jednak los chciał ich rozdzielić. Po wojnie spotykają się ponownie i tym razem uczucie rozkwita ze zdwojoną siłą. Szczerze mówiąc, nie wyróżniają się na tle większości książkowych bohaterów, ale za to ich miłość lśni oryginalnością i pięknem. Z początku fabuła wydawała mi się nieco pogmatwana, jednak wystarczyło parę stron, a nie mogłam oderwać wzroku od książki. Miałam wrażenie, że jest to luźna powieść o dwojgu ludzi, którzy są w sobie zakochani i pragną być razem bez żadnych zmartwień. Tak jak było to przewidywalne, pomyliłam się. Nie muszę chyba wspominać, że wylałam z siebie wiadro łez, a Pamiętnik pozostanie w moich sercu na bardzo długi czas?

„Zmierzch - uświadomiłem sobie wtedy - to tylko złudzenie, gdyż słońce jest albo nad horyzontem, albo za nim. A to znaczy, że dzień i noc łączy szczególna więź; nie istnieją bez siebie, ale też nie mogą istnieć równocześnie. Jak by to było - pamiętam, że pomyślałem - być zawsze razem, a mimo to nieustannie osobno? Patrząc wstecz, dostrzegam ironię losu. A ironia polega oczywiście na tym, że teraz już znam odpowiedź. Wiem, co to znaczy być dniem i nocą; zawsze razem i nieustannie osobno.”

   Przeczytałam tę pozycję w 2-3 godziny. Po prostu pochłonęłam, a właściwie to ona pochłonęła mnie w całości! Poczułam to czego brakuje mi w wielu innych książkach. Każdy opis krajobrazu, pokoju, osoby czy innych bytów i przedmiotów przepełniony był masą uczuć, porównań i wspomnień. Łatwiej wtedy wyobrazić sobie rozgrywającą się scenę z większym zapałem i uśmiechem na twarzy. 

   W 2004 roku powstała ekranizacja tej książki. Nie miałam jeszcze okazji jej obejrzeć, ale mam nadzieję, że wzruszy mnie tak samo mocno. Jestem przekonana, że klimat panujący w Pamiętniku trudno jest przenieść na ekran, ale nie można mieć wszystkiego. Z niecierpliwością czekam na wolną chwilę kiedy to z kubkiem gorącej herbaty i stertą chusteczek zasiądę do oglądania i na nowo zachwycę się piękną historią Noaha i Allie.

„Cisza jest święta. Zbliża ludzi, gdyż tylko ci, którzy się dobrze ze sobą czują, mogą siedzieć w milczeniu.”

   Gdyby w tej chwili ktoś zapytał mnie o najlepszy i niebanalny romans, na pewno odpowiedziałabym, że jest to Pamiętnik. To wielka motywacja do sięgnięcia po kolejne książki Nicholasa Sparksa. Myślę, że reszta tak samo zmusza do refleksji i przekazuje wiele wartości, a grono czytelników stale się powiększa!