czwartek, 30 czerwca 2016

Movies and Music TAG

Hejka!
Jak tam zakończenie roku i początek wakacji? Moja szkoła kocha mnie na tyle, że co roku mam je dzień wcześniej, dlatego mam jakby jeden dzień więcej na ogarnięcie spraw blogowych. No i przychodzę do Was z TAGiem, do którego nominowała mnie Marta. Jej bloga możecie zobaczyć TUTAJ. Zachęcam!

1. „I Knew You Were Trouble” Naiwna bohaterka



   Może to dla Was zaskoczenie, może nie. Tak czy siak, nie byłabym sobą, gdybym do tej kategorii nie przypasowała Sydney z Maybe Someday. Chłopak ją zdradza, a o na (jak na moje oko) rzuca się w ramiona pierwszego lepszego, prosząc, żeby nie zrobił z niej takiej kochanki swojego ex, chociaż sama do tego dąży. Nie Sydney, Tobie mówię zdecydowanie NIE.








2. „Sofia” Film z morskimi klimatami








































Na samym początku napomknę, że uwielbiam tę piosenkę <3 Uświadamia mi, że jednak dokonałam dobrego wyboru, wybierając hiszpański jako drugi język w gimnazjum! Ale do rzeczy, pewnie to przewidywalne, ale proszę, znacie lepszy film z morskimi klimatami? Oczywiście, jest wiele świetnych, ale Piraci z Karaibów to jak dla mnie obowiązkowa pozycja filmowa! 







3. „Sing me to sleep” Postać, która przeszła zmianę


   Zauważyłam, że w tym TAGu jakoś dziwnie trzymam się schematów... Ale co tam! Do tej kategorii idealnie pasuje mi Driss z Nietykalnych. Zakładam, że większość z Was ten film widziała, a jak nie, musicie to koniecznie nadrobić! Wspaniała historia Drissa, który poprzez opiekę nad sparaliżowanym Philippe (Ktoś wie jak to się odmienia?), przechodzi zmianę wewnętrzną o sto osiemdziesiąt stopni. Polecam z całego serca!







4. „Sweet Dreams” Bohater filmowy będący tym złym, lecz i tak każdy go lubi


   O! Kolejna piosenka, która bardzo mile mi się kojarzy! A co do bohatera... tutaj miałam niemały kłopot. Doszłam do wniosku, że Jordan Belfort mógłby tutaj dobrze pasować. Wiem, że ma on spore grono wrogów, ale wzorując się na mnie oraz moich znajomych... cóż, gość jest niezły. Jeżeli nie widzieliście tego filmu... nie zachęcam ;)







5. „Crazy In Love” Film z ciekawym wątkiem miłosnym



   Z racji, że to głównie filmowy TAG, daję tutaj adaptację jednej z najlepszych powieści wszech czasów. Myślę, że dla tych, którzy mnie znają, nie jest to duże zaskoczenie. Kwiaty na poddaszu to arcydzieło. Oczywiście film nie jest tak dobry jak książka (bla, bla, bla), tak czy siak... Nietypowe, piękne, przerażające i przede wszystkim smutne i prawdziwe. Nie czytaliście bądź nie oglądaliście? Zróbcie to? Macie to za sobą? Zróbcie to ponownie!







6. „Go” Pozytywny film


   Jest! W końcu! Tak! Wyobraź sobie to film, który na początku szkoły podstawowej podbił moje serce i robi to za każdym razem, gdy go oglądam. Piękny, wzruszający, przezabawny i z morałem. Swoją drogą, zauważyłam, że lubię filmy o ojcach i córkach. Wyobraź sobie to idealny tego przykład. Jest to jeden z niewielu filmów, który po prostu nigdy mi się nie znudzi, chociaż wszystkie dialogi znam na pamięć!







Dziękuję Marcie jeszcze raz za nominację! <3
I tym wspaniałym filmem, przechodzę do zmotywowania Was do zrobienia tego TAGu na swoim blogu!
Z racji, że nominację idą mi dobrze jedynie przy LBA, czujcie się nominowani. Będzie mi niezmiernie miło, jeżeli będę mogła poznać Wasze filmowe pozycje! :D

wtorek, 21 czerwca 2016

„Czasem zapomnieć to łaska”, recenzja „Łaski” Anny Kańtoch


Hej hej!
Pod koniec maja i na początku czerwca na wielu blogach można było przeczytać posty typu „Ulubieńcy miesiąca”. Muszę się przyznać, że bardzo uwielbiam takie rzeczy czytać! Zwięzłe podsumowanie czegoś, co danej osobie skradło serce. Oczywiście w kwestii muzyki, wszędzie były inne gusta, bardzo dobrze! I przyszedł ten moment kiedy trafiło się na polskiego wokalistę. Tak mi się ciepło na sercu zrobiło, że nasi rodacy swoich znają i słuchają. Tak, czytają też, jednak mniej. No to Laura wybrała się do biblioteki, poszperała i postanowiła się bardziej polką zrobić! Wzięłam w swoje ręce Łaskę, nie wiedząc na co się szykuję. 

   Lata pięćdziesiąte, mała wioska gdzieś w Polsce. W lesie zostaje odnaleziona sześcioletnia Marysia. Dziewczynka nie pamięta co przez dobry tydzień robiła w lesie i dlaczego jest cała we krwi. Mija trzydzieści lat. Maria jest nauczycielką języka polskiego w jednej ze szkół w Mgielnicy. Jej dotychczas spokojne życie zostaje zakłócone przez morderstwa nastolatków. Policja szuka zabójcy, ale to przeszłość Marii jest kluczem do rozwiązania zagadki.

   O pani Kańtoch niestety do tej pory nie słyszałam niczego, oprócz tego, że Łaska to jej pierwsza powieść pozbawiona elementów fantastycznych. Nie spodziewałam się po tej książce niczego wybitnego. Przecież co taki pisarz fantasy może wiedzieć o kryminałach? Nie oszukujmy się, miejscami wręcz na kilometr czuć jakby autorka chciała wcisnąć do świata bohaterów trochę magii. Ale spokojnie, nic nie jest przesadzone.

   Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego zdecydowałam się przeczytać tę książkę do końca. I powiem jeszcze, przez dwa dni po skończeniu czytania nie miałam pojęcia jakie mam mieć o niej zdanie. Nie czułam ani gniewu, ani radości. Po prostu wiedziałam, że dobrze zrobiłam czytając tę pozycję. Co do samej fabuły, już opis wydaje mi się, bardzo intrygujący i wprowadza czytelnika w dosyć mroczny i tajemniczy klimat. Oryginalny pomysł zrealizowany w dobry i stonowany sposób.

   Maria Lenarczyk, główna bohaterka, to krucha i na moje oko słaba osoba. Przez większość książki miałam jej serdecznie dosyć, dopiero kiedy postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce pokazała, że stać ją na więcej. Brawo Mario, wielki wyczyn! Nie chcę narzekać, ale mimo wszystko, mimo jej zmian, wszelkich pięknych rzeczy z nią związanych za nic w świecie nie chciałabym aby trafiła mi się taka nauczycielka. Jeżeli decydujemy się uczyć w szkole, to chyba warto zapoznać się z tym trochę, a nie iść, żeby po prostu iść, a potem co drugi dzień brać zwolnienie ze zmęczenia. Przepraszam, Marysiu, takie jest życie.

   Zdecydowanie bardziej przemówiły do mnie ofiary zabójstw. Aż sama miałam ochotę zabawić się w detektywa i poszukać wskazówek, które ułatwią mi znalezienie mordercy i dowiedzenia się czegoś o zabitych. Zachwycił mnie oczywiście świetnie rozplanowany dialog dotyczący ofiar. Tutaj każde słowo gra ważną rolę w odszukaniu winnego! Naprawdę, podziwiam i gratuluję tak wielkich umiejętności!

   Nie mogę zapomnieć o klimacie jaki stworzyła autorka. PRL-owska rzeczywistość, która otacza bohaterów jest tak doskonale przedstawiona, że nawet las z okładki wydaje się idealnie do niej pasować. Pani Kańtoch zdecydowanie skupiła się na detalach. Każda osoba i miejsce było niczym zdjęcie znalezione w gazecie wprost z lat osiemdziesiątych. Mimo wszystko, uważam, że niełatwo czegoś takiego dokonać, zważywszy na otaczający nas obecnie świat, a kwestia minionych lat uwieczniona w tej książce, może być doskonałą lekturą dla wielu ludzi, nawet tych, którzy za kryminałami nie przepadają.

   Przyszedł czas na to, o czym chciałam wspomnieć już od samego początku! Język! Możemy chwalić wybitne manewry językowe Jane Austen czy trzymający w napięciu styl pisania Dana Browna, tak, zgadzam się z tym. Zauważcie jednak, że żaden zagraniczny autor i polski tłumacz zmęczony swoją pracą nie zastąpi nam naszego ojczystego języka. Oryginalnego, bez przesadnych upiększeń tłumacza, bez zmieniania imion, nazwisk i miejsc na potrzeby danego języka. Nie wiem czy macie podobnie podczas czytania polskich książek, ale ja na widok nazw własnych pochodzących z naszego języka, doświadczam wspaniałego uczucia ciepła w sercu, bo wiem, że to co czytam napisał nasz rodak! (A macie taką patriotyczną Laurę)

   Mówi się, że kryminał nie powinien być przewidywalny. No... nie był... tak jakby. Od połowy miałam małe podejrzenia co do zabójcy, zmieniały się one z kolejnymi stronami i jak się okazało pomyliłam się, niewiele, bardzo niewiele, ale jednak się pomyliłam. Mówię niewiele nie bez powodu. Bo naprawdę tak było, jednak i tak dostałam wielkie zaskoczenie. Oj, pani Anno, ładnie tak grać na emocjach czytelnika?

   Podsumowując, mam do Łaski szczególny sentyment. Pomijam świetnie pokierowane wydarzenia, tutaj chodzi o tę polskość! Mam wrażenie jakby to była pierwsza polska książka jaką przeczytałam, bo sama nie wiem czym się tak zachwycam. Ale tutaj apeluję do Was, nie bójcie się polskich autorów! A jeżeli już chcecie się z nimi zaprzyjaźnić, zacznijcie od tej właśnie powieści Anny Kańtoch!

   I tym miłym akcentem przechodzę do piosenki! To był chyba największy problem. Starałam się dać tutaj polską piosenkę, która jednocześnie odda smutek powieści jak i jej przerażający oraz mroczny klimat. Zapewne jest taka, ale ja jej niestety nie znam. Jednak po paru minutach szperania w internecie natknęłam się na reklamę jednego z najlepszych seriali, American Horror Story. Bingo! Nie wiem czy kojarzycie, czy nie kojarzycie trzeci sezon, Coven. Wiele razy pojawiała się melodia, która skradła moje serce, a teraz możecie jej posłuchać na samej górze posta! Jak dla mnie brzmi bardzo mrocznie!

   I to by było na tyle. Zbliżają się wakacje, więcej czasu na czytanie oznacza więcej czasu na blogowanie, więc postaram się nadrobić zaległości!
Buziaki ♥

sobota, 18 czerwca 2016

Liebster Blog Award #2

Cześć i czołem!
Do kolejnej serii LBA nominowała mnie Monella Reads z bloga Bookshelf, Oczywiście zapraszam Was serdecznie do czytania jej paplaniny o książkach, bo się opłaca! :D Zasady LBA wyjaśniałam w poprzedniej nominacji, którą możecie znaleźć w zakładce TAGi, na górze bloga!
Nie przedłużając, przejdę do pytań!

1. Jakie są twoje czytelnicze nawyki?
Hmm, zawsze gdy zaczynam kolejny rozdział, patrzę ile ma stron i kiedy zaczyna się następny. Szczerze mówiąc, to nie wiem po co to robię. Może to jakieś wyznaczanie sobie celu, do którego mam dotrwać?
Mówi się, że większość ludzi kiedy zacznie nawet najnudniejszą książkę musi ją skończyć. Mam podobnie, ale dopiero od pięćdziesiątej strony. Wszystkie kartki wcześniej są dla mnie takim wstępem. Gdybym na przykład była na czterdziestej piątej, mogłabym spokojnie zamknąć książkę i wziąć się za inną.
A co do zakładek, staram się samemu je robić, ale zwykle kończy się na karteczkach samoprzylepnych złożonych na cztery razy. Taki mały kwadracik jest dla mnie najlepszą zakładką!

2. Co myślisz o tak zwanym „oznaczaniu” książek przez ich właścicieli? (np. stempelkami)
Każdy ma inny sposób na pokazanie tego, że konkretna książka należy do niego. Ja nie mam w zwyczaju oznaczania swoich książek. Nie uważam tego za niszczenie czy robienie czegokolwiek innego (Hello, czy biblioteki stemplując swoje książki, je niszczą?) co źle wpływa na nasz skarb. Żeby nie powiedzieć „zwisa mi to”.

3. Na co zwracasz szczególną uwagę wchodząc na bloga innych?
To chyba oczywiste, że jest to nagłówek. Pierwsza rzecz, która rzuca nam się w oczy. Nawet jeśli mi się nie spodoba, zostaję na dłużej, żeby trochę poczytać recenzję czy innego posta. Bo z naszymi blogami jest trochę jak z książkami, nie ocenia się po okładce!
Bardziej zwracam uwagę na to czy recenzja danej książki jest długa czy krótka. Oczywiście, nie liczy się ilość, a jakość, ale jeżeli przez trzy czwarte posta opisywana jest fabuła, a dwie linijki to wyrażenie swojego zdania o książce... no proszę Was, na takiego bloga staram się już nie wchodzić. Po recenzji widzę również jak bardzo ktoś stara się, aby jego posty były dobre. Nie trzeba mieć talentu, ale można wkładać w to serce! 
Nie muszę wspominać, że rażą mnie bardzo błędy ortograficzne. Przyznaję się, sama czasem je popełniam, ale jestem otwarta na krytykę i kiedy ktoś mnie poprawia, ja również staram się być coraz lepsza w tym co robię!

4. Wolisz herbatę czy wodę? Dlaczego?
Powiedziałabym wodę (tak, Laura taka fit), ale nie chcę kłamać. Staram się pić dwa litry wody dziennie, jednak herbata to moje małe uzależnienie. Zielona, czarna, żółta, owocowa, z ananasem... żadną nie pogardzę! I obowiązkowo trzy łyżeczki cukru (Czy ja coś mówiłam o byciu fit?)

5. Jakie jest twoje hobby?
Wiele razy już o tym wspominałam i pewnie wspomnę nie jeszcze wiele razy. Podróże, podróże i podróże. Wiąże się z tym nauka języków obcych i dochodzą książki.

6. Ulubiona piosenka
Uwielbiam takie pytania. Poważnie. Mimo, że nigdy nie potrafię na nie jednoznacznie odpowiedzieć, ale sprawia mi radość powiedzenia komuś co lubię, a czego nie. Tak samo jest z piosenką. Nie mam ulubionej, takiej jednej jedynej. Jest bardzo wiele, które w jakiś sposób wpłynęły na moje życie, ukształtowały mnie, a to, jaką lubię najbardziej zależy chyba od mojego nastroju w danej chwili.
W tej chwili jest to Don't stop Believin' \zespołu Journey. Bo dzisiaj generalnie wzięło mnie na starocie, także przewinęło się również Footloose, czy Fat Bottomed Girls (Tak, mnie ten tytuł również przeraża)

7. Załóżmy, że jesteś świadkiem jak jedna osoba niszczy książkę (łamie grzbiet, zagina rogi) jak reagujesz?
Cóż, trochę mnie to boli, ale to sumienie tej osoby i to ona będzie się smażyć w piekle, nie ja! Więc jak to mówią, róbta co chceta!

8. Jaki gatunek literacki preferujesz?
Hmm, kiedyś czytałam głównie fantastykę oraz Paranormal Romance. Teraz mi przeszło, nawet bardzo. Gustuję w obyczajówkach, nie pogardzę kryminałami i thrillerami.

9. Jak zaczęła się Twoja przygoda z czytaniem?
Łohoho. Kiedy byłam baaardzo mała, moja mama czytała mi Opowieści z Narnii. Mało rozumiałam o co chodzi, ale każdemu naokoło chwaliłam się, że wszystko sobie wyobrażam. I tak czas mijał. W drugiej klasie szkoły podstawowej zapisałam się do biblioteki rejonowej. No i to był wulkan. Zaczęło się. Od Oto Lola, przez Wampirka i Serię Niefortunnych Zdarzeń aż do Harry'ego Pottera. I to w sumie on najbardziej zachęcił mnie do czytania. Pamiętam, że potem były Igrzyska Śmierci, a dalej to nawet nie chce sobie przypominać, lawina, fala, inwazja książek!

10. Czy próbowałaś zachęcić lub przekonać kogoś do czytania książek?
Owszem. Jedna osoba nawet się skusiła i do tej pory jest nałogowym czytelnikiem, ale to był jeden jedyny raz. Racja, denerwuje mnie czasem, gdy ktoś nawija tylko i wyłącznie o filmach, nie mając pojęcia o książce, ale cóż, człowiek ma wolną wolę. To czy ktoś czyta lub nie, nie świadczy o nim, a o nas, jeżeli nie potrafimy tego zaakceptować. Nie przeszkadzają mi nieczytający ludzie, są tak samo wartościowi jak my!

11. Ulubiona seria lub pojedyncza książka?
I kolejne pytanie, które uwielbiam, a jest najtrudniejsze pod względem udzielenia odpowiedzi. Myślę, że jeżeli wymienię kilka pozycji zamiast jednej nie będzie źle? Trochę możecie przeczytać o tym w zakładce O mnie, ale powtórzę! Oczywiście serią, na którą szał przeszedł mi już dawno jest Harry Potter. Mimo wszystko, to dzięki niemu stałam się nałogowym książkoholikiem w wielu fandomach. Ale chodzi o pojedyncze książki? Od niedawna jest to Marsjanin. Recenzję możecie przeczytać w poprzednim poście. Oczywiście nie może tutaj zabraknąć Kwiatów na poddaszu oraz Zabić Drozda. KO-CHAM TE KSIĄ-ŻKI. Polecam, Laura Lewandowska.

I znowu seria pytań, które pokazują Wam trochę mnie! A teraz chciałabym się dowiedzieć czegoś o Was, dlatego czas na nominację!
A są to następujące osoby!

1. Patrycja z bloga Chwile rozkoszy
2. Książkoholiczkę z bloga Przewodnik czytelniczy
3. Huberta z bloga Masonpl.pl
4. Klaudię z bloga O czym szumią booki
5. Meredith z bloga Strefa czytania
6. Martę z bloga Books-my life
7. Matyldę z bloga Leon Zabookowiec
8. Angelikę z bloga Tylko magia słowa
9. Małą czytelniczkę z bloga Między półkami
10. Layken i Shadow z bloga W otchłani książek
11. Zawsze uśmiechniętą z bloga Z perspektywy czytelnika

I pytania do Was!

1. Potrafisz odłożyć książkę w trakcie czytania czy musisz ją przeczytać do końca nawet jeśli jest bardzo nudna?
2. Miewasz okresy, w których w ogóle nie masz ochoty na czytanie?
3. Książka elektroniczna czy papierowa?
4. Jaka książka bądź seria jest Twoim zdaniem klasykiem literatury?
5. Czytasz lektury szkolne czy wolisz sobie je odpuścić?
6. Książka, której nie rozumiesz?
7. Jaka jest Twoim zdaniem obowiązkowa książkowa bez względu na wiek?
8. Dlaczego prowadzisz bloga?
9. Czy członkowie Twojej rodziny również czytają?
10. Wypożyczasz czy kupujesz książki?
11. Czy ludzie w Twoim otoczeniu wiedzą o blogu?

Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominację do kolejnego LBA! :D
Buziaczki, trzymajcie się... i miłych wakacji <3

wtorek, 7 czerwca 2016

„Kto nie żyje prawdziwie, tu i teraz, ten nie żyje nigdy. Co wybierasz?” Czyli recenzja „Dziewczyny z pomarańczami” Jostein Gaarder


Cześć misie!
Na wstępie przepraszam Was z całego serduszka za takie zaniedbanie bloga. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Oczywiście, ostatni miesiąc nauki nauczyciele uznają za najlepszy na uzupełnienie oceń, więc sprawdzian za sprawdzianem i kartkówka za kartkówką. Wszystko to sprawiło, że odechciało mi się nawet wpisać w wyszukiwarkę blogger.com. Naprawdę, komputera używałam tylko do odrabiania lekcji. Z żalem muszę przyznać, że po Marsjaninie przeczytałam tylko jedną jedyną książkę dość małych rozmiarów. Jako, że chcę się zrehabilitować, od razu przychodzę do Was z recenzją książki, którą udało mi się skończyć czytać!


  Gdyby nie bardzo pomocna pani z biblioteki nie przeczytałabym w minionym miesiącu żadnej książki! Ale cóż, poleciła Gaardera to się za niego zabrałam. Drugim powodem była mała obszerność książki. Około 140 stron nie wydaje się takim dużym wyzwaniem, prawda? Owszem, nie jest to wysiłek, ale biorąc pod uwagę historię zawartą na kartach tej powieści... tu już można do kosza wyrzucić wszelkie stereotypy o lekkich i nieporuszających, cienkich książkach!

   Kiedy Georg był bardzo małym chłopcem, zmarł jego ojciec. Zdążył przyzwyczaić się do nowego partnera matki i spokojnego życia. Pewnego jednak dnia zostaje odnaleziony list zaadresowany do Georga. Jan Olav, ojciec chłopaka, pragnął przed śmiercią przekazać mu coś bardzo ważnego i dlatego po jedenastu latach w nieświadomości, Georg zabiera się za czytanie. Nikt nie spodziewał się jak piękna jest miłość i czym tak naprawdę jest śmierć.

   Może część z Was słyszała o tym norweskim autorze m.in. Świata Zofii. W każdej swojej powieści porusza filozoficzny aspekt ludzkiej egzystencji. Nie oszczędza łez i śmiechu. I co najważniejsze, trafia do najmłodszych jak i tych najstarszych czytelników. Przekonałam się o tym już po jednej lekturze jego książki. Także nie przedłużając, zapraszam Was na iście niezwykłą pomarańczową ucztę!

„Nie próbuj mi wmawiać, że natura nie jest cudem. Nie opowiadaj mi, że świat nie jest baśnią.”

   Cała fabuła i historia to tak naprawdę jeden list, którego nie da się ominąć. Zaczniecie czytać i odłożycie dopiero na samym końcu, chociaż i tak trudno opuścić ten świat. Zostajemy wprowadzeni w historię opowiadającej o tajemniczej dziewczynie pojawiającej się na ulicach Oslo z wielką torbą po brzegi wypełnioną pomarańczami. Zastanówmy się, każdy normalny człowiek wracający z targu, kupujący pomarańcze będzie trzymał w rękach torbę z tymi owocami. Ale zaraz, zaraz, ta torba ma więcej niż cztery kilogramy. Każdy pomarańcz jest inny, jeden zepsuty, drugi zdrowy i soczysty. Pytacie po co ojciec opowiada synowi taką historię? Przepraszam, ale zdradzać zbyt dużo nie mogę. Jesteście ciekawi? Sami się przekonajcie!

   Słyszeliście o teleskopie Hubble'a? Głupie pytanie. Każdemu choć raz obiło się coś o uszy, prawda? Dzięki niemu możemy jeszcze lepiej poznawać wszechświat, wszelkie ciała niebieskie i wszystkie niezwykłe zdarzenia kosmiczne. Jaki to ma związek z Dziewczyną z pomarańczami? Na pierwszy rzut oka, trochę to nie ma sensu. Ale tutaj pojawia się kolejna sprawa, której poruszyć niestety nie mogę, jeśli nie chcę Wam zdradzać zakończenia i odbierać radości z czytania tej książki. Tak czy siak, bardzo podoba mi się wątek niezwykłych porównań i dostrzegania we wszystkim drugiego dna, jak to robi pan Gaarder.


„Mamy w życiu nie tylko swoje miejsce. Mamy również wyznaczony swój czas.”

   Lubicie książki, które łamią wszelkie stereotypy? Tak, ja też je kocham. Od razu mówię, że nie chodzi o nawiązania do stereotypów w fabule, nie, nie, nie. Chodzi o konkretny sposób przedstawienia bohaterów. Nieco obawiałam się klęski, kiedy zobaczyłam, że piętnastoletni Georg jest właśnie tym, który ma wprowadzić nas w swój świat. Jaka więc była moja ulga, kiedy przekonałam się jak bardzo się myliłam! Georg nie jest kolejnym chłopakiem z serii „Ja i moi mężowie”(To można powiedzieć już o tacie chłopaka ;) Jest bardziej kimś z kogo należałoby brać przykład, poukładany, inteligentny, sprytny, ale ma w sobie coś z małego dzieciaka, który miał okazję jeszcze żyć ze swoim ojcem.

„Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma własną nazwę. Nazywamy je nadzieją.”

   Uwaga! Wyżej widzicie najlepszy moim zdaniem cytat z tej książki! Taki trochę tumblerowy, prawda? Ale nie o to chodzi. Kurczę, jak ja nie chcę za dużo zdradzać... ale recenzja nie jest spoilerem, więc spokojnie! Nie ma on nic wspólnego z tym co zaraz napiszę, po prostu chciałam o tym wspomnieć.
Zwykle ludzi odrzuca przewidywalność książek... ale nie opuszczajcie tak szybko Dziewczyny z pomarańczami. Jest to pierwsza książka, która pokazała mi, że przewidywalność czasem bywa potrzebna. Autor nie skupia się tu na trzymaniu czytelnika w napięciu (Chociaż i tak to robi), ale na ukazaniu odpowiednich wartości, które chce przekazać. Nie oszukujmy się, wnosi do naszego życia baaaardzo dużo. 

   A teraz co nieco o piosence. Trochę to dziwne, że do norweskiej książki dobieram francuski utwór. Pamiętacie jak wspominałam, że chcę pokazać moje subiektywne porównanie klimatu książki do muzyki? Właśnie. Nie wiem jak odbieracie klimat piosenki Caravane, ale w moich oczach rytm, słowa i teledysk doskonale oddają moją miłość do autora, moją miłość do dziewczyny w pomarańczowym anoraku, moją miłość do bohaterów i moją miłość do wszystkiego innego co w tej książce się znajduje. Swoją drogą... czy Wy też tak bardzo kochacie francuskich wokalistów?

   I tym miłym akcentem żegnam się! Jeszcze raz bardzo przepraszam za moje tak wielkie zaniedbanie. Będę robić co w mojej mocy, aby się poprawić... no i więcej czytać!

Buziaki! ♥