sobota, 30 czerwca 2018

Seriale w sam raz na wakacje!

Hej skarby!
Nie będzie to super ambitny post, ale zaczęły się wakacje, więc myślę, że każdy z nas potrzebuje lekkiego odmóżdżenia. Przychodzę do Was dzisiaj z zestawieniem seriali, które moim zdaniem są idealnie na ciepłe i wakacyjne wieczory. Oczywiście zapraszam do wypowiedzenia się na ich temat i piszcie w komentarzach seriale, które Waszym zdaniem są idealne na lato!


1. Glee

Uwaga, będę krzyczeć.
JEŚLI JAKIMŚ CUDEM NIE OBEJRZAŁEŚ TEGO SERIALU, MARSZ MI GO OGLĄDAĆ I TO JUŻ!
Skończyłam krzyczeć. Oglądałam bardzo wiele seriali, niesamowicie dobrych seriali, jednak żaden nie był w stanie tak bardzo być głęboko w moim serduszku jak Glee. Wiecie, nie jest to serial, który porusza okropnie trudne tematy. To serial, który porusza kwestie, które są najbliższe młodemu pokoleniu. Wszystko to przy cudownej otoczce piosenek, które znają wszyscy. Glee długaśna, ale pełna ciepła, radości i niesamowitego klimatu historia. Nie wiem, co tu dużo mówić, po prostu musicie to obejrzeć!

2. The Walking Dead

Tak! O ile nie macie bardzo słabych nerwów i lubicie troszkę dreszczyku, to polecam Wam ten serial z całego serduszka. Poza tym, podejrzewam, że większość z nas, chce czasami uciec od cukierkowych historii miłosnych czy wielkich problemów życiowych bohaterów. No dobra, apokalipsa zombie to też problem, też życiowy... dość duży problem życiowy... ale wiecie o co chodzi. Serial mistrzowsko nakręcony i myślę, że wielu osobom przypadnie do gustu, mimo wszystko!

3. Atypical

Na ten serial natchnęłam się przypadkowo i nie żałuję! Życie osiemnastolatka, który zaczyna robić rzeczy, takie jak każdy w tym wieku. Zaczyna chodzić na randki, imprezować, próbować nowych rzeczy... jest tylko jedna różnica. Od urodzenia zmaga się z autyzmem. Niech nie odrzuca Was na historia ze względu na temat. Życie Sama, jest pokazane bardzo wiernie do życia nastolatka z autyzmem. Ale nie jest to wcale smutna i pełna rozpaczy historia. To bardzo niesamowite zdarzenia, przy których nie raz można się sporo uśmiać! Zabawna, barwna i ciepła historia, która jak na mój gust, jest idealna na letni wypoczynek!




4. The end of the f***ing world

O tym serialu ostatnio było dość głośno. Nie dziwię się, bo jest dość nietypowy w swojej historii jak i przekazie. Nie jest bardzo łatwy, jak poprzednie seriale, które wymieniłam, ale krótki i treściwy, bez zbędnych motywów i wątków. Jeśli potrzebujecie czegoś innego oraz czegoś przy czym trochę można pomyśleć, polecam Wam ten serial z całego serduszka! Zachwycił mnie klimat i gra aktorska. Jest to zdecydowanie jeden z największych plusów! Historia nastolatków, którzy nieco odstają od społeczeństwa i żyją po swojemu. I co tu więcej mówić, jeśli jesteście spragnieni czegoś nowego, powinniście to oberzeć! Przebrnięcie przez cały serial zajmuje nie więcej niż jeden dzień. Warto!



5. Breaking Bad

Serial zdecydowanie znany większości ludzi. I nic dziwnego, historia starszego nauczyciela chemii, który postanawia rozkręcić biznes i produkować metamfetaminę, zaciekawiła niejednego wybrednego widza! Dzieje się tu dużo, ale myślę, że w wakacje wiele osób ma umysł na tyle odświeżony, że jest w stanie pochłonąć ten serial bardzo szybko! Sama jestem w trakcie oglądania go i jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem!



A oto moja lista seriali, które pomogą Wam odpocząć trochę w te wakacje. Oczywiście nie zapominajcie o czytaniu książek! I podzielcie się Waszymi serialami!
Buziaczki!

czwartek, 28 czerwca 2018

Książka czy film? Szukam różnic!

Hej skarby!
Myślę, że temat dość oklepany. Ogólnie w sferze książkoholików przyjęło się, że książka jest lepsza niż film. A co myślę o tym ja? Myślę, że jeśli przytoczę Wam kilka tytułów, które zostały zapisane jak i jednocześnie zekranizowane, przedstawię Wam swój pogląd na tego typu sprawy. Dlatego dzisiaj, przychodzę do Was z zestawieniem pięciu pozycji książek, które doczekały się swojej ekranizacji!



Powiem tak, jestem bardzo wyrozumiała w kwestii ekranizacji. Kiedy większość narzeka jak bardzo film różni się od książki, ja bronię go, bo przecież nie da się odtworzyć książki w stu procentach, to po prostu niemożliwe. Poza tym każdy ma inną wizję danego dzieła literackiego, które miałoby zostać przeniesione na ekran. Poza tym, często tworzenie filmu ograniczają prawa autorskie utworu literackiego i zwyczajnie nie pozwalają reżyserowi wiernie odwzorować książki. Jednak nie przedłużając, przejdźmy do naszego zestawienia!


O tej książce wypowiadałam się już, ale oczywiście nie miałam okazji powiedzieć o filmie. Dzieło Andy'ego Weira jest dla mnie po prostu mistrzostwem. Nie muszę na ten temat się chyba wypowiadać? A w kwestii filmu? Cóż, kto oglądał, ten wie, w jakim stopniu różni się on od książki, a różni się. Ale jak to się ma do całości, podczas, gdy nadal ogląda się ten film z rozdziawioną gębą i oczami jak pięć złotych. Kurczę, nie wiem jak Wy, ale jak dla mnie to ta ekranizacja, biorąc pod uwagę sam film, nie książkę, jest kolejnym dziełem reżyserskim, które potrafi wzbudzić w widzu niesamowite emocje. Jak dla mnie, wielki plus!








2. Gwiazd naszych wina

Pamiętacie może, że tą książką niezbyt się zachwyciłam. No właśnie. To było... ponad dwa lata temu. Uważałam, że jest dość oklepana. W końcu przyszedł czas na ekranizację. Obejrzałam ją, nie kłamię, dosłownie wczoraj. No i co? No powaliło mnie na łopatki. Naprawdę, brakło mi słów. Nie wiem czy to akurat fakt, że ekranizacja jest lepsza od książki, bo tego absolutnie nie mogę powiedzieć, ale zainspirowała mnie ona, żebym ponownie sięgnęła po ten tytuł i zastanowiła się nad nim jeszcze raz. Bo co takie dwa lata znaczą? A znaczą dużo, bo przez dwa lata w moim życiu jak i pojmowaniu świata bardzo wiele się zmieniło. Przestałam patrzeć na dzieła literackie jak i filmowe przez pryzmat popularności. Ale w kwestii samego filmu, uważam, że stworzony jest również niesamowicie.






3. Pamiętnik

O ile się nie mylę, tą książką byłam bardzo zachwycona. Słyszałam jednak wiele negatywnych recenzji. Ja nie wiem, co ze mną jest, ale bardzo często odbieram wszystko inaczej niż reszta, ale co poradzić? Miałam swój ulubiony moment w tej powieści i gdy tylko przyszło mi obejrzeć jej ekranizację, z niecierpliwością czekałam na niego. A tu co? Nie było go! Pominęli! Zapomnieli o moim ulubionym momencie! Jak gdyby był zupełnie nieistotny! Nie mogłam pogodzić się z tym bardzo bardzo długo. Obejrzałam film drugi raz i dotarło do mnie jak wielki sentyment odczuwam do tej historii, bez względu na to, w jakiej wersji ją poznaję. Film jest równie wzruszający i idealnie odzwierciedla realia książki.







4. Życie Pi

I kolejna perełka wśród książek. Tutaj z ekranizacją było troszeczkę inaczej, ponieważ film, pierwszy raz obejrzałam Życie Pi, gdy miałam jakieś dziesięć lat. Wtedy ten film był dla mnie nudny, monotonny i jakiś taki bez sensu. Wiecie, byłam za mała, żeby zrozumieć wartości jakie ze sobą niesie i całą jego filozofię. Może Wy byliście wybitnie mądrzy w wieku dziesięciu lat, ale dla mnie było to zdecydowanie za wcześnie jak na takie filmy. Potem przyszedł czas na książkę. Oczywiście, że wtedy byłam już wystarczająco dojrzała, by dotarło do mnie to, co autor miał na myśli. Dlatego sięgnęłam po film jeszcze raz. I po raz kolejny zostałam powalona na łopatki. Dopiero wtedy dostrzegłam jak cudowny jest ten film. Wiecie, chodzi mi tu głównie o efekty specjalne. Kto mi nie powie, że ten film naprawdę jest nakręcony niesamowicie.





5. Papierowe Miasta


I kolejny raz Green. Papierowe miasta to niesamowity klimat, który kocham całym sercem. Pamiętam, że gdy dowiedziałam się o planach na zekranizowanie tej książki, byłam nieco przerażona. Nie wiedziałam jak twórcy filmu będą w stanie oddać tak naprawdę 80% całej książki. Potem pamiętam wielkie kontrowersje, gdy okazało się, że Cara Delevingne ma grać Margo. Wiecie, nie mam w zwyczaju oceniać aktora przed zobaczeniem jak odgrywa swoją rolę, tak też zrobiłam tutaj. Warto dodać, że film ten miał być tylko inspirowany książką, a nie jego wierną adaptacją. I wiecie co? Bardzo dobrze! Wyszła historia ta sama, z tymi samymi wartościami i klimatem, ale z drugiej strony bardzo unikatowa. Wiem, że wiele razy będę wracać zarówno do książki, jak i filmu.





Myślę, że powinniśmy być bardziej wyrozumiali do produkcji filmowych. Bo pomyślcie, gdyby przed takim Avatarem powstała książka, zapewne większość osób mówiłoby, że ten film nie oddaje książki i w ogóle fuj i ble! Wiecie co? Uważam, że nie można patrzeć na żaden film przez pryzmat książki. Są to dwie zupełnie odmienne formy ukazywania historii. Spójrzmy na to drugim okiem!

A co Wy sądzicie na ten temat?

wtorek, 26 czerwca 2018

Cofnijmy się w czasie! „Les Misérables”


Witajcie!
Powiem tak, zwykle nie recenzuję spektakli teatralnych, ale ostatni, który miałam okazję obejrzeć jednak zmusił mnie do podzielenia się tym ze światem, przynajmniej tym moim światem na blogu! Otóż, dzięki Bogu mam tak cudowną szkołę, która zdecydowanie dba o mój rozwój kulturalny, dlatego jak najszybciej musiałam skorzystać z okazji i iść obejrzeć tych sławnych Nędzników w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Będę szczera, bo owej powieści Victora Hugo nie przeczytałam, ale z pewnością to nadrobię! Jednak uważam, że jest to wydarzenie teatralne, o którym warto mówić. Dlaczego?


Myślę, że historię Nędzników zna każdy lub przynajmniej większość, ale opowiem Wam to w skrócie i tak. Otóż, aktorzy pozwalają widzowi przenieść się do dziewiętnastego wieku, głównie do czasów Rewolucji Francuskiej. Tam też żył zbiegły więzień, Jean Valjean, który został sakazany na karę za kradzież bochenka chleba. Przez lata ściga go oficer policji Javert, który nie spocznie, póki nie schwyta zbiega. Na wolności doświadczył on niesamowitej duchowej przemiany, a my - widzowie, razem z nim śledzimy losy jego samego, bliskich jak i całej dziewiętnastowiecznej Francji.

Zanim już poszłam do tego teatru, usiadłam na swoim wyznaczonym miejscu i zanim spojrzałam na scenę, byłam święcie przekonana, że wbrew wszystkim zachwytom osób, które nawet nie interesują się teatrem, nie przypadną mi Nędznicy do gustu. Czemu? Z doświadczenia mogę powiedzieć, że zwykle filmy, książki czy właśnie spektakle osadzone typowo na historycznym tle, nie przypadały mi do gustu. A tu niespodzianka!

Historia Jean Valjeana ma wiele wspólnego z historią Francji, jednak na pierwszy plan wysuwają się tu aspekty związane stricte z jego życiem, motywacją i wartościami. Nie da się opisać w skrócie całej historii, bo wątków jest w niej bardzo dużo, jednak mogę Wam zagwarantować z ręką na sercu, że fani gatunku historycznego, wojennego, ale również Ci co wolą refleksję lub dramat znajdą tu coś dla siebie.

Dlaczego zdecydowałam się również powiedzieć Wam o tym musicalu? A, no! Muzyka, która niepodważalnie odgrywa tu najważniejszą rolę. Naprawdę bardzo rzadko spotykam się z musicalem, który potrafi zachwycić mnie każdą nutą i słowem, które jest wyśpiewywane przez aktorów. Znacie to uczucie, gdy słyszycie coś niezwykle pięknego i na Waszym ciele pojawia się gęsia skórka? Możecie być spokojni, oglądając Nędzników stanie się to nie raz! Wyżej załączyłam Wam utwór, który we mnie budzi największe emocje (wbrew opiniom większości nie jest to Wyśniłam sen). Specjalnie również wstawiłam tutaj anglojęzyczną wersję filmową, żeby zachęcić Was do zainwestowania w wyjście do teatru, najlepiej całą rodziną, i posłuchania tego w polskiej wersji językowej, i co najważniejsze, na żywo!

Muszę przyznać, że choć nie miałam wybitnego miejsca, gra aktorska zachwyciła mnie do granic możliwości. Nie wiem, co tu dużo mówić. Właściwi ludzie na właściwym miejscu. Jednak warto wspomnieć o najmłodszych aktorach. Mam na myśli małą Cosette i niezwykle rzucającą się w oczy postać Gavroche. Dzieci, mniej więcej dziesięcioletnie, z niesamowitym głosem, zniewalającym talentem aktorskim i przede wszystkim zaangażowaniem odegrały swoje role. Powiem Wam szczerze, że gdy zobaczyłam małą dziewczynkę na scenie w tak poważnym przedstawieniu, miałam pewne obawy... ale szybko zostały one rozwiane. Uważam, że tym małym osóbkom należy się największy szacunek i podziw za odegrane role oraz za to, że z łatwością skradli serca całej publiczności!

Zazwyczaj chodząc do teatru, staram się unikać przepychu. Uwielbiam spektakle z minimalizmem na całego, dlatego tak bardzo uwielbiam oglądać przedstawienia na Małej scenie Teatru Powszechnego w Łodzi. W Nędznikach minimalizmu tylko ze świecą szukać! Przepych i bogactwo! Myślicie, że to dla mnie wada? Powiem Wam, że sama zdziwiłam się, gdy w każdej kolejnej scenie z coraz bardziej bogatą scenerią, zachwycałam się zamiast się krzywić. A to ogromny atut, bo żeby przekonać mnie do czegoś, za czym nie przepadam, trzeba być geniuszem do sześcianu.

Nie oszukujmy się, dla przeciętnego człowieka zwykłe wyjście na Nędzników z wygodnym miejscem na widowni i dobrym widokiem na scenę nie jest tanią inwestycją. Zdaję sobie również sprawę z tego, że nie każdy jest w stanie sobie na taką rozrywkę pozwolić, ale jednak zachęcam Was z całego serca na to, by odkładać sobie po parę złotych, by móc zobaczyć ten spektakl na żywo. A jeśli macie w kieszeni jakieś 60 zł i nie wiecie co z tym zrobić, to poświęćcie je dla Nędzników. Niesamowita gra aktorska, muzyka oraz przede wszystkim historia, która porwie niejednego znudzonego życiem człowieka. 

A Wy widzieliście Nędzników? Co sądzicie o tym spektaklu? Wypowiedzcie się!

sobota, 23 czerwca 2018

„Żerca” Katarzyna Berenika Miszczuk

RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DOTYCZĄCE POPRZEDNICH CZĘŚCI (dla osób, które nie miały okazji ich przeczytać)


No, kochani! Cieszycie się pierwszą wakacyjną sobotą? Kurczę, wszystko fajnie, ale odkąd poszłam do liceum pokochałam szkołę. Nie, nie jestem kujonem... moja średnia to mocne 4,2... ale rozumiecie, po gimnazjum, które było wielkim niewypałem poszłam do szkoły, która dostarcza mi każdego dnia masę pozytywnej energii i radości. Życzę Wam wszystkim takiej szkółki po wakacjach!
A teraz do rzeczy. W końcu po masie nauki mam czas, by coś przeczytać. No i na pierwszy ogień poszła kolejna część z serii Kwiat paproci. Pamiętacie zapewne moje oburzenie Szeptuchą oraz niesamowicie miłe zaskoczenie przy Nocy Kupały. Więc co z Żercą? 


*SPOILER*
Po śmierci Mszczuja w Bielinach potrzebne są zmiany. Mieszko wyjechał załatwić sprawy związane z pogrzebem swojej dawnej kochanki Ote. Do miasta przybywa nowy żerca Witek. A co z Gosią? No właśnie, jest już pół roku na praktykach u szeptuchy, a w jej życiu zadziało się tyle rzeczy przez ten czas, że naprawdę trudno to zliczyć. Co rusz słyszy o tym, że powinna wyjść za mąż i urodzić dziecko. Nie powiem, presja jaką społeczeństwo na niej wywiera jest ogromna. Do tego Swarożyc nie opuszcza jej na krok...
*KONIEC SPOILERU*

„Tak, zdecydowanie baśń. Taka braci Grimm, bez cenzury, z wylewającymi się flakami i głowami toczącymi się po ociekających krwią schodach.”

Powiem tak, kolejny raz Miszczuk mocno mnie zaskoczyła. A przyznam się, że nie wierzyłam, że kolejna część serii przypadnie mi do gustu tak bardzo jak poprzednia. Niespodzianka! Ale, żeby nie było, że są tu same ideały, bo z początku byłam nieco niepewna. Zaczynał nam się tutaj malutki trójkącik miłosny, ale na szczęście to było tylko chwilowe wrażenie. Zaufałam autorce, bo wiedziałam, że kolejny raz zadowoli mnie tak, jak tego oczekuję. 

Może pamiętacie, że sama Gosia wywarła na mnie bardzo złe wrażenie... teraz już wiem dlaczego. Gdy poważnie zastanowiłam się nad tą postacią, zrozumiałam, że jest ona niesamowicie do mnie podobna. Kurczę, irytowało mnie to, że ma taki sam sposób myślenia jak ja, tak samo odczuwa wiele rzeczy związanych ze sprawami uczuć. Jednak, jak mawia moja anglistka, najlepszym sposobem na coś, czego nienawidzimy, jest pokochanie tego. I takim sposobem Gosia dołączyła do kanonu moich ulubionych książkowych postaci. Poza tym, w Żercy przeszła sporą przemianę dotyczącą wiary i poglądów. Podobała mi się jej postawa, gdy ktoś negował jej przekonanie o istnieniu demonów i wszelkich dziwnych zjawisk, jakich do tej pory doświadczyła. Gosia potrafiła obronić swoje przekonania... no i nie była już takim niedowiarkiem. Nie wiem jak można to nazwać... może w pewnym sensie objawia się u niej patriotyzm lokalny? Swoją drogą, ta dziewczyna wcale nie jest taka głupia!


„Pęd za pracą i dostatnim życiem zabrał rodzicom możliwość wychowania dzieci w szacunku do świata i natury.”

A co z całym słowiańskim życiem? Cóż, na niedobór nie można narzekać. Jestem tak zafascynowana wszystkimi słowiańskimi obrządkami, uroczystościami, wszystkimi bogami i leśnymi stworzeniami, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy, gdy tylko o tym pomyślę. Miszczuk potrafi zdbać o rozwój akcji i dostarczenie nam porządnej dawki wiedzy na temat słowiańskich istot. Podoba mi się również bogato rozwinięty wątek historyczny, który mistrzowsko plącze się z teraźniejszymi wydarzeniami. Wiecie, choć bieg historii Polski w ogólnym zarysie jest zmieniony, wszystkie detale, genealogia, wydarzenia, bitwy i tak dalej... wszystko to jest zgodne z faktami. 

Język... Jak babcię kocham, jestem zachwycona stylem pisania autorki, a co za tym idzie, wybitny humor. Jest to jedna z niewielu książek, przy których potrafię non stop śmiać się głośno, chodzić po domu i opowiadać rodzicom, o tym co to się nie wydarzyło w przygodach Gosi lub cytować wszystkie zabawne wypowiedzi bohaterów. To zdecydowanie jeden z największych zalet nie tyle samej książki, ale całej serii!


„[...] Kochanie, nie rozumiem, czemu tak się zachowujesz. Czy ty wpadłaś w złe towarzystwo?
No Swarożyca ciężko można nazwać dobrym towarzystwem, czyż nie?
- Czy ty stosujesz jakieś używki? Narkotyki?
Jad wąpierza i pyłek nocnic podpada pod tę kategorię? Miodu też piję trochu za dużo...
- Jesteś na coś chora? Coś ci się stało?
Miałam nóż wbity w brzuch, jakby na to nie patrzeć, i o mało nie umarłam, ale to taki drobiazg.”


Zakończenie w jednym szczególe było jak dla mnie przewidywalne, ale z tego, co wiem, nie wszyscy się owej kwestii domyślili, nie wiem od czego to zależy. Ale spokojnie, przecież to Kaśka Miszczuk, nawet w razie przewidywalnej kwestii, potrafi zaskoczyć czytelnika zupełnie inną kwestią i wzbudzić w nim emocje i ogromną ciekawość. Właśnie, w kwestii ciekawości, po raz kolejny trafiła się książka, która kończy się w takim momencie, że aż chce się natychmiast czytać dalej, dlatego jak najszybciej chcę sięgnąć po najnowszą i jednocześnie ostatnią część z serii. Tak szczerze to trochę mnie to smuci, bo wiem, że naprawdę będzie mi przykro, gdy będę musiała skończyć tę serie, pożegnać się z bohaterami, bo, nie oszukujmy się, przywiązałam się do nich i to bardzo.

A Wy czytaliście serię o młodej szeptusze? Co o niej sądzicie? A może zamierzacie się dopiero za nią zabrać? Wypowiedzcie się w komentarzu!

środa, 13 czerwca 2018

W sam raz dla letnich alergików „Ponad wszystko” Nicola Yoon


Cześć, robaczki!
Jak samopoczucie w ostatnie dni szkoły? No, ja mam nadzieję, że nie jesteście zmęczeni aż tak bardzo i dacie radę jeszcze trochę poczytać moich wypocin. Zresztą, co ja mówię, gdzie tu wypociny, ja sobie paplam, wiecie, tak po prostu. Ale do rzeczy, bo mamy sporo rzeczy do omówienia, zwłaszcza, że Ponad wszystko czytałam stosunkowo dość dawno temu, ale odczuwam wewnętrzną potrzebę podzielenia się z Wami opinią, chociaż (jak zwykle) mam wrażenie, że spóźniłam się nieco z lekturą, bo prawie cała blogosfera ma ją za sobą. Nie no, lepiej późno niż wcale, mam rację?



Założę się, że większość z Was ma jakąś alergię. Wiecie, o co chodzi... pyłki, trawki i tak dalej. Sama zmagam się z alergią na laktozę i wszelkiego rodzaju nabiał. Cóż, da się z tym żyć. Lecz dołóżcie do tego jeszcze alergię na drzewa, kwiaty, słońce, deszcz, chmury, na niewłaściwy składnik farby do ścian, alergię na składniki kosmetyków, wasze ulubione jedzenie, na świeże powietrze... generalnie, dołóżcie alergię... tak na cały świat. Przekichane, prawda? Więc możecie teraz z czystym sumieniem powiedzieć Maddy, że z całego serca jej współczujecie. Kurczę, dziewczyna całe osiemnaście lat swojego życia nie wychodziła z domu, całe swoje życie widziała tylko nudny obraz okolicy z okna. Pewnego dnia nuda zostaje zaburzona. Myślicie sobie, spadł jej przed domem meteoryt, widziała walkę na śmierć i życie człowieka z niedźwiedziem lub przylecieli kosmici, by zmieść wszystko z powierzchni ziemi. Nie, nie, niech Was wyobraźnia nie ponosi. Po prostu do domu obok wprowadził się Olly... A co dalej? Cóż, przeczytajcie sami!


„Olly:ok no dobrze to zostawiam oczy

Madeline: Jakiego koloru są twoje?
Olly: niebieskie
Madeline: Poproszę konkretniej.
Olly: jezu. dziewczyny. błękit oceanu
Madeline: Atlantyckiego czy Spokojnego?
Olly: atlantyckiego. a twoje jaki mają kolor?
Madelina: Czekoladowy brąz.
Olly: poproszę konkretniej
Madeline: Brąz gorzkiej czekolady zawierającej 75% masła kakaowego.
Olly: hehe. dobre.”


Co ja mam powiedzieć? Czytałam wiele opinii, dość negatywnych lub oklepanych, bo motyw z Ollym na pewno jest przewidywalny i chyba sami się tego domyślacie, ale jeśli mam być szczera... nie tyczy się to całej książki. Przyznam szczerze, zakończenie bardzo mnie zaskoczyło, a właściwie zaskoczył mnie spoiler, który usłyszałam przed skończeniem czytania. Tak czy siak, moje odczucia kierują się w stronę tych pozytywnych.

Bohaterowie? Tak szczerze, nie wyróżniają się niczym szczególnym... a jednak mają w sobie coś, co przyciąga uwagę. W pewnym momencie bardzo irytowała mnie ogromna podatność na wpływy Maddy, przynajmniej tylko z początku. Lekko naiwna i zbyt miła, ale tak jak mówię, tylko na początku. No i Olly, nie trudno zauważyć, że schemat przystojnego czarnowłosego chłopaczka lubi się powtarzać, ale wiecie co? Czasami lubię taki schemat, sami rozumiecie, jeśli ten nasz ideał jest wykreowany dobrze, to po co się czegoś tu czepiać?

„Nie chcę słońca, nie chcę, żeby moje serce się zagoiło. Bo jeśli tak się stanie, być może odczuję kiedyś pokusę, by znów z niego skorzystać.”

Pewnie większość z was już wie, że w książce jest mnóstwo grafiki, którą wykonał specjalnie mąż autorki. I właśnie o tym warto tutaj wspomnieć, bo te skromne strony czasami z paroma kreskami są tak zachwycające, że aż przyjemnie się na nie patrzy. Tak szczerze, czy jest to coś zachwycającego i niesamowicie rzucającego się w oczy i wyróżniającego? Nie, ale ja naprawdę doceniam dopracowanie rysunku w książkach, a w młodzieżówkach tej grafiki jest mimo wszystko malutko. 

„Czasami czytam ulubione książki od tyłu. Zaczynam od ostatniego rozdziału i przesuwam się ku początkowi. W ten sposób bohaterowie przechodzą od nadziei do rozpaczy, od samoświadomości do zwątpienia. W romansach pary zaczynają jako kochankowie, a kończą jako dwoje obcych sobie ludzi. Książki o dorastaniu stają się powieściami o utracie sensu w życiu. Ożywają ulubieni bohaterowie.”

To czego nie lubię w książkach, a przynajmniej trudno mi się do tego przyzwyczaić, to narracja w czasie teraźniejszym. Gubię się wtedy i wszystko jest dla mnie zbyt chaotyczne. Tutaj niestety jest takie zjawisko, ale wiadomo, nie to jest najważniejsze. Oczywiście wydawnictwo postarało się o brak literówek i pełną poprawność, jak i sama autorka i pani Olejnik, która tłumaczyła książkę zachowały klimat i swobodę w porozumieniu się bohaterów.

Ogółem... co mogę o tej książce powiedzieć... mimo tego że czytałam ją praktycznie pół roku temu, chciałam się nią z Wami podzielić. Bo jest pełna ciepła i radości i naprawdę, jak dla mnie, książka na lato idealna. Dziękuję z całego serduszka osóbce, która mi tę powieść podarowała, bo zapewniła mi ona rozrywkę w nudne lub nieznośne dni. W głębi duszy również wierzę, że jakimś cudem, ktoś z Was jej jeszcze nie przeczytał i że w jakiś sposób te osoby do tego zachęciłam.

„Jak się okazuje, przeszłości też nie można przewidzieć. Czas płynie w dwóch kierunkach - do przodu i do tyłu - a to, co dzieje się teraz, wpływa na oba.”

A, o piosenkę nie pytajcie, sama nie wiem, co wspólnego ma z tą książką... jakoś tak mi przypasowała. Polecam!

sobota, 2 czerwca 2018

Cześć, to ja!

Hej! Jestem Laura, a Ty? Rozsiądź się wygodnie, chcę chwilkę pogadać. A może dłużej? Zapewniam Cię, że nie jestem żadnym przybyszem z kosmosu, wymysłem Twojej wyobraźni ani jakimś dziwnym, nieznanym Ci dotąd stworzeniem. Jestem po prostu sobą. Także pozwól, że wyjaśnię Ci parę spraw.



Możliwe, że masz wrażenie, że już mnie wcześniej widziałeś, słyszałeś o mnie... a może byłeś w tym moim małym kąciku? Może znasz moją opinię na temat niektórych rzeczy? Jeśli na chociaż jedno z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, bardzo mnie to cieszy. W takim wypadku lepiej będzie Ci szło przebywanie w tym miejscu. A przecież chcę Ci ten czas umilić!

Skoro już wiesz, kim jestem, powinnam powiedzieć Ci co będę tutaj robić. Otóż, moja praca nie będzie się różnić zbytnio od tego, czego ode mnie oczekujesz. Mam zamiar zabrać Cię w głąb Twojego umysłu i wyobraźni, przedstawiając Ci światy, o których kiedyś słyszałeś lub może nie miałeś zielonego pojęcia. Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Bądź uważny, gdy tutaj jesteś, nie możesz pominąć żadnych istotnych rzeczy!

Czy wiesz już wszystko? Więc wybacz mi lekkie spóźnienie. Poprawię się! A tymczasem, uroczyście przysięgam, iż knuję coś niedobrego! Więc zostań ze mną. Ja też z Tobą zostanę. 
Czy dasz mi drugą szansę?