wtorek, 9 sierpnia 2016

Jak bardzo rockandrollowa może być miłość? „Nick i Norah. Playlista dla dwojga” David Levithan&Rachel Cohn


   Hej hej!
   Jesteście gotowi na potężną dawkę rocka? Super, bo ja też! Także tego... muzyka na full i słuchamy Green Daya!

   Nick gra w zespole. Jakiś czas temu przeżył zawód miłosny i muzyką próbuje posklejać złamane serce. Jego była dziewczyna, typowa łamaczka serc przychodzi na jego koncert i... sprawia, że Nick poznaje swoją prawdziwą miłość. Czy nieznajoma Norah, która ma za zadanie tylko i wyłącznie udawać dziewczynę Nicka przy jego byłej, może stać się kimś o wiele więcej niż pięciominutową partnerką?

„Życie każdego człowieka to osobna opowieść.”

   Słyszeliście o tej książce? Czytaliście opinie wielu ludzi na jej temat? Zaglądaliście na Lubimy Czytać, aby choć trochę się o niej dowiedzieć? Ja to zrobiłam z nadzieją, że poczuję się trochę zachęcona do jej przeczytania. A co znalazłam? Same przykre słowa, rozczarowania i wszelkie złe wyrażenia skierowane ku tej powieści. Wiecie, zaczęłam się zastanawiać czy to ze mną coś nie tak, czy może ze znaczną częścią czytelników. Tak, wiem, o gustach się nie dyskutuje, ale czasem mam wrażenie, że ludzie uważają, że książka powinna być tylko i wyłącznie smutna, dołująca, wyciskająca morze łez, że powinna być taką, którą zapamiętamy na długo tylko przez nietypowy temat i silne emocje, które sprawiają, że jest nam niesamowicie smutno. A co z tymi pozycjami, które może nie są wielce ambitne, ale sprawiają, że na naszej twarzy pojawia się uśmiech? Co z tymi książkami, które pochłania się w jeden wieczór i wspomina mile, bo tak bardzo dotyczą naszego życia, przeżyć i wielu innych doświadczeń? Czemu raz na jakiś czas nie można sobie pozwolić na coś niesamowicie realnego? Dlaczego nie można uciec od tych przerysowanych powieści, które pokazują życie od najgorszej strony, które starają się nam pokazać jak wszystkim w życiu ciężko? Bo nie chcemy czytać o tym co nas otacza. Wolimy uciec w świat tego jak byśmy chcieli żyć albo jak byśmy nie chcieli.

„To Ty decydujesz, kiedy noc ma się skończyć. Reszta to kwestia wysokości słońca nad horyzontem. Ma to niewiele wspólnego z nami.”

   Ci co czytali tę książkę pewnie zastanawiają się, co takiego w niej niesamowicie realnego? Przecież to romansidło jak każde inne. Sama nie znam na to odpowiedzi. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam wrażenie, że tak dobrze rozumiem bohaterów i przez to aż trudno wyrazić mi to słowami. Miałam wrażenie, że to pierwsza książka, która nie ma w sobie wyidealizowanych postaci oraz pełnej bólu i cierpienia miłości. Oczywiście, Norah i Nick mają za sobą wiele smutnych przeżyć, ale jeżeli wziąć pod uwagę całokształt, należą się brawa za to niesamowite ciepło w sercu.

   Może być to spowodowane tym, że większość wydarzeń kręci się wokół muzyki punk rockowej. To właśnie ona sprawia, że możemy jeszcze bardziej poczuć to co dzieje się w książce. Nic więc dziwnego, że podczas czytania pomyślałam sobie od razu Oho, włączam Green Daya. Nie był to błąd! Ta muzyka pozwoliła mi jeszcze lepiej wczuć się w to co czytam. Bo wiecie, cała akcja powieści toczy się przez jedną jedyną noc, a dzięki GD mogłam niemal poczuć ten klimat, zapach asfaltu, deszczu czy wielu innych rzeczy w moich nozdrzach. Mam wrażenie, że tę atmosferę pokocha każdy, kto choć raz miał okazję nie tyle być poza domem w nocy, ale spacerować, pochłaniać niemal miasto nocą. Rozumiecie o co mi chodzi?

„Siedzę na krawężniku. Jestem obecny tu i teraz. Przyjmuję chwilę taką, jaka jest. Z całą jej pustką. Przyjmuję to, jak się czuję, kim jestem, a kim nie.”

   Pamiętacie jak mówiłam o Maybe Someday? Nie byłam zbyt zadowolona. Przecież Nick i Norah to bardzo podobna literatura, a może nawet gorsza. Kto tak pomyślał? Mogłabym się z tym zgodzić gdyby nie różnice w zachowaniach bohaterów. Nie ma tutaj żadnej wiecznie płaczącej Sydney czy przerysowanego, głuchego muzyka. Sama nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że spotkałam w końcu NORMALNYCH bohaterów.

„Nagle głośniki eksplodują nową falą, muzyka pulsuje, a jej rytm dyktuje moje bicie serca – i jej serca również. Ja to wiem, ona to wie. Pewnie moglibyśmy rozdzielić się w tej chwili i to byłby koniec. Spoglądam na nią, ona też patrzy mi w oczy i staje się jasne, że obydwoje czujemy to samo – czystą ekscytację, czystą radość z tu i teraz.”

   Nie mogę zapomnieć o narracji. Co rozdział poznajemy wydarzenia z punktu widzenia Nory lub Nicka. Wiecie doskonale, że nie przepadam za czymś takim. Jednak w tym wypadku sama czułam się zaskoczona tym, że bardzo mi się to podobało. I na dodatek, nie pogubiłam się jak to było w przypadku Maybe Someday. Także, jeżeli znacie książki z dobrze poprowadzoną dwuosobową narracją, polecajcie w komentarzach!

   I w końcu przyszedł czas na to, na co czekałam! Chodzi o piosenki. Mój dylemat był tak ogromny, że postanowiłam pokazać Wam dwie. Tych utworów słuchałam najczęściej podczas czytania i przełączałam wraz ze zmianą akcji z szybszej na wolniejszą lub odwrotnie. Nie był to kłopot, bo pochłonęłam tę książkę w około dwie godziny. Ale mniejsza, uwierzcie mi, słuchając piosenek Green Daya, poczujecie się niemal jak w środku nocy na Manhattanie razem z bohaterami.

   Więc wsiądziecie w metro, które zawiezie Was wprost do rockandrollowego Nowego Yorku?

18 komentarzy:

  1. Ej,ej,ej, Ridge nie był przerysowany!!!! :D
    Co do książki - słyszałam o niej, kiedyś nawet chciałam przeczytać, ale wcześniej wpadła mi w ręce inna powieść tego duetu i zbytnio mi się nie podobała, więc tą następną już odpuściłam.

    Pozdrawiam,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo... troszku był XD
      Nie czytałam innych książek tego właśnie duetu, ale wiem, że Nick i Norah to cudo!

      Usuń
  2. Jest tyle książek, które chcę przeczytać, bogowie dajcie więcej czasu! O książce trochę czytałam i mam w planach, świetna recenzja! :)
    Pozdrawiam!
    https://loony-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Nicka i Norę myślę, że czas znajdziesz bez problemu, bo jak zaczniesz czytać, skończysz jeszcze tego samego popołudnia :D

      Usuń
  3. Ej takie "normalne" książki są świetne! Okej, częściej sięgam po te z wojnami, intrygami, spiskami, bla, bla, bla, ale lubię raz na jakiś czas przeczytać coś prostszego :P Gdyby nie natłok zajęć, to na pewno chętnie bym przeczytała tę książkę... i pewnie prędzej, czy później to zrobię ;P A Green Day był pierwszym rockowym/punkowym zagranicznym zespołem, jakiego Q słuchała :D Aż się przypomina dzieciństwo xD
    Ej dawno Cię nie czytałam! Więcej recenzji, albo więcej czegokolwiek innego, proooszęęę <3
    Buziaki ;*
    Q.

    https://doinnego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam z całego serca! Bo w sumie tej normalności i... przeciętności mi brakowało. Podczas czytania tylko się śmiałam, nawet łezkę uroniłam!
      Green Day też kojarzy mi się z dzieciństwem i pewnie dlatego ta książka również tak bardzo przypadła mi do gustu!
      Nadrabiam zaległości, spokojnie <3

      Usuń
    2. Ej, o! Właśnie, bo sobie teraz przypomniałam, ze nie napisałam tego :D jeśli szukasz czegoś z dobrą narracją z dwóch punktów widzenia, to serdecznie polecam trylogię "Legenda" Marie Lu. Nie dość, że wszystko jest zrozumiałe, nie ma chaosu, historia jest ciekawa, to jeszcze rozdziały widziane oczami Day'a (chłopaka) są pisane inną, bardziej męską czcionką, a te widziane oczami dziewczyny imię mi wyleciało z głowy), są utrzymane w minimalnie innej, bardziej kobiecej estetyce. Gorąco polecam!

      Usuń
    3. Ooo, dzięki <3 Dopisuję do listy! No i nie spotkałam się nigdy z taką zmianą czcionki, brzmi ciekawie, przeczytam! :D

      Usuń
  4. Mój mózg po usłyszeniu słowa "Green Day" zaczął śpiewać "ŁEJK MI AP, ŁEN SEPTEMBER EEEENDS" i nagle uświadomiłam sobie, jakie to wszystko prawdziwe, bo chciałabym się obudzić dopiero po wrześniu, po najgorszym, pierwszym miesiącu szkoły :(
    Piękna recenzja, i do tego z przesłaniem - również uważam, że nie każda książka powinna wyciskać łzy, wystarczy, abyśmy dobrze spędzili przy niej czas i świetnie wspominali, gdy przyjdzie na to czas. Aczkolwiek nie wiem, kiedy sięgnę po tę powieść, bo za Levithanem nie przepadam i już dwa razy się na nim sparzyłam... lecz po Twojej opinii mam na historię Nicka i Norah ogromną ochotę :)
    Pozdrawiam, zapraszam do mnie i obserwuję! pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, ja również kocham Wake me up when september ends <3 Wiążę z tą piosenką naprawdę wiele wspaniałych wspomnień <3
      Dziękuję za ciepłe słowa i oczywiście życzę Ci jak najwięcej wolnego czasu, który oczywiście wykorzystasz na przecztanie Nicka i Nory ;)
      Już lecę do Ciebie! :D

      Usuń
  5. To książka z moich czytelniczych planów, ale kiedy do niej dotrę.... nie mam pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku również była jakoś daleko na liście, ale jak ją dorwałam, odłożyłam przeczytaną za dwie godziny, także polecam na nudne wieczory! :D

      Usuń
  6. Super recenzja :) Okładka bardzo mi się spodobała i być może kiedyś po nią sięgnę.

    Pozdrawiam :)
    http://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D <3
      Zgodzę się co do okładki! No i idealnie opisuje wnętrze :D

      Usuń
  7. Złe wtawki o Maybe Someday godzą w me serce! :C I strasznie psują mi czytanie tej recenzji, bo ja osobiście jestem wielką fanką CoHo... No, ale mniejsza!
    Odkąd zobaczyłam zapowiedź Playlisty dla dwojga, wiedziałam, że to będzie coś dobrego. Dlatego z niecierpliwością czekam, aż sama będę mogła nacieszyć się jej lekturą. Chociaż nie ukrywam, że nieco boję się znowu zagłębiać w treści pisane przez Levithana, bo jedyna jego książka, jaką czytałam, była średnia. Okładka też nie kusi wzroku, ale ma dobre opinie, więc naprawdę chcę jeszcze bardziej to przeczytać. :)
    Pozdrawiam,
    Koneko

    recenzje-koneko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musicie się wszyscy pogodzić z tym, że za Colleen Hoover nie przepadam xD Jedynie podobała mi się Pułapka Uczuć, która uważam, że w miarę uratowała honor autorki.
      A co do Nicka i Nory, tak jak już wspomniałam jest to książka luźna i bardzo przyjemna oraz ciepła. Nie należy od niej wiele wymagać, ale dla ludzi, którzy czasem lubią sobie posłuchać punk rocka chyba jest okej!
      Pozdrawiam również ♥

      Usuń
  8. Rock&roll to trochę nie mój styl, nawet bardzo nie mój styl, ale po książkę chyba pomimo to sięgnę, bo brzmi ciekawie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, głównie właśnie chodzi o ten klimat typowo punkowy, ale zawsze warto spróbować!

      Usuń