niedziela, 27 listopada 2016

W miłości i przyjaźni nie ma granic, czyli „Will Grayson, Will Grayson” John Green & David Levithan


Hej miśki!
Żyjemy w czasach, gdzie widok nastoletniej matki z dzieckiem nie jest aż tak dziwny jakby się mogło wydawać. Widok dwóch kobiet czy mężczyzn trzymających się za rękę nie musi być nowością czy dziełem szatana. Doszliśmy do etapu gdy latające świnki nie byłyby dla nikogo większym zdziwieniem. Oczywiście, nie zrozumcie mnie źle, ja nikomu do łóżka ani do rozporka nie zaglądam i jeżeli mogę tak powiedzieć, mam gdzieś kto co gdzie i z kim. Miłość to miłość, która nie powinna mieć granic. Tyle.

   Will Grayson jak się można spodziewać jest przeciętnym nastolatkiem, który ma grupę wspierających go przyjaciół, typowo amerykańskie życie, marzenia, wzloty i upadki. Rozumiecie? Typowe w obyczajówkach. Za to w końcu przychodzi w jego życiu czas na coś nietypowego. Otóż, pewnego dnia w niezwykłym miejscu jakim jest sexshop gdzieś w Chicago, spotyka interesującego jegomościa. Nieznajomy nazywa się Will Grayson. A to niespodzianka! Wcale się tego nie spodziewaliście, prawda? Zwłaszcza po tytule! Ach! Ja zawsze wiem jak Was zaskoczyć! No i tak nasi Willowie sobie żyją i stopniowo poznajemy ich relacje między sobą jak i innymi mieszkańcami naszej wspaniałej planety. Żeby nie było nieporozumień, wspomnienie o tolerancji we wstępie posta wcale nie wskazuje na to, że to kolejna zwykła opowieść o miłości... no dobra, to jest opowieść o miłości (ale nie tylko!), jednak nie między tymi dwoma chłopakami z okładki. Zważywszy na to, ze jeden jest gejem, a drugi sto procent hetero, trochę trudno byłoby im żyć w związku, ale spokojnie, dla spragnionych homoseksualnych przeżyć książkowych też się coś znajdzie!

„gdy coś raz się stłucze, nie da się tego z powrotem skleić. ponieważ gubią się gdzieś małe kawałeczki i krawędzie nie pasują do siebie, nawet gdyby chciały. cały kształt się zmienia.”

   Do tej książki przymierzałam się już od jej premiery. Przed nią zaczęłam nawet czytać ją po angielsku, ale coś mi nie szło, nie mogłam jej ugryźć. Na szczęście moja wspaniała biblioteka zaopatrzyła się w jeden egzemplarz, więc czym prędzej pobiegłam po Graysonów i zabrałam ich do domu. Narracja jest pierwszoosobowa, podzielona między dwoje bohaterów. Co ciekawe, wydarzenia, imiona i początki zdań z punktu widzenia Willa-geja pisane są małą literą bo jak wspominają autorzy na końcu, sam czuł się jak mała litera. Chłopak ma depresję, obwinia o swoje nieszczęścia cały świat, tylko nie siebie. Od samego początku nie przypadł mi do gustu i uwierzcie mi, powstrzymywałam się, żeby nie podrzeć książki z irytacji. Jednak nie zrozumcie mnie źle! Levithan odwalił kawał dobrej roboty tworząc tak niesamowitą postać jaką jest zdesperowany Will-gej. Mimo zdenerwowania, jego psychika bardzo mnie zaciekawiła, a cenię sobie takie nietuzinkowe postacie!

„Kompromis polega na tym, że ty robisz to, o co cię proszę, a ja robię to, co chce.”

   Jeśli chodzi o tego Willa-hetero, do niego nic nie mam. Zwykły chłopczyna , który jest tak nudny, że nie ma czym się irytować... jak i zachwycać. Ma na oku dziewczynę, która mu się podoba, przyjaciela-geja (nie, nie Willa), który jest dosyć... pewny siebie oraz kochających rodziców. Czego chcieć więcej? Mogłabym się rozpisać na jego temat, ale co ja mam mówić? Nie ma w nim nic, co przykułoby moją uwagę.

   Oczywiście nie brakuje tu Greenowego stylu, sentencji... no, po prostu tego czegoś. Lubię autora i niczym mi nie podpadł, dlatego w tej kwestii nie mam na co narzekać. Wiecie, oryginalny pomysł zrealizowany w typowo amerykański sposób. W sumie to nie miałam co do tej książki wielkich oczekiwań i spokojnie zmieściła się w swoich standardach. Luźna, lekka, ciepła i przyjemna lektura w sam raz na jeden wieczór.

„[...] masz wpływ na wybór swoich przyjaciół, masz wpływ na kształt swojego nosa, ale nie masz wpływu na kształt nosa swoich przyjaciół.”

   No i myślę, że powinnam się wypowiedzieć. Nasz Will-gej jest gejem, co niespodzianką chyba dla nikogo nie jest. I mimo, że miłością jego życia wcale nie jest drugi Will, mogę stwierdzić, że książki tak przesiąkniętej homoseksualizmem jeszcze nie czytałam. Nie jest to wadą ani zaletą. Jak już wspomniałam wyżej, nikomu do łóżka nie zaglądam, bo to nie moja sprawa kto z kim śpi. Autorzy chcieli stworzyć coś, co będzie tępić homofobię na świecie, jednak nic nadzwyczajnego im nie wyszło.

   Will Grayson, Will Grayson to spokojna, ciepła i bardzo przyjemna lektura w sam raz na jesienny wieczór. Lubię Greena i Levithana, aczkolwiek połączenie tych tak naprawdę dwóch różnych stylów nie wyszło na dobre. Ale nie zniechęcajcie się! Polecam tę książkę wszystkim, którzy szukają jakiegoś dobrego odmóżdżacza. Nie brakuje w niej humoru... nawet można uronić trochę łez! I żeby było jasne, to wbrew pozorom nie historia o miłości czy tolerancji, to kolejna opowieść o sile przyjaźni i o tym kim są dla nas najbliżsi.

„Nie chcę się z tobą pieprzyć. Po prostu cię kocham. Od kiedy to ktoś, z kim chcesz uprawiać seks, staje się najważniejszy? Od kiedy to osoba, z którą chcesz się pieprzyć, musi być dla ciebie tą jedyną, którą kochasz?”

   A co do piosenki... szukałam czegoś co będzie typowo nastoletnie lub z tym okresem będzie się kojarzyć. Lubię Miley, a z tą piosenką wiążę wiele śmiesznych i przyjemnych wspomnień. Swoją drogą, idealnie oddaje klimat powieści.

Adios gatitos! ♥

2 komentarze:

  1. Jakoś nie jestem przekonana do tej książki..;/ Green w dużej mierze mi tutaj przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to typowa luźna młodzieżówka w sam raz na jeden wieczór, polecam tylko w przypadku nudzenia się
      <3

      Usuń