Hej skarby!
Tyle się naczekałam na możliwość przeczytania tej książki... i tak w końcu, po roku, udało mi się! Później niestety musiałam również poczekać na możliwość napisania recenzji, bo przecież porobiły się wakacyjne wyjazdy, praca... no i fakt, że przez pół roku nie miałam słusznego sprzętu do publikowania czegokolwiek na tym blogu oraz do obrabiania zdjęć. Nie jestem zwolenniczką takiej pracy na telefonie, bo zwyczajnie trafia mnie szlag po pięciu minutach. No ale dosyć gadania. Skoro już tu jestem, należałoby chyba coś z tym zrobić, prawda?
Jeśli czytacie tego bloga, to Gosławę Brzózkę znacie doskonale. Pamiętacie również jak pierwsza część mnie rozczarowała. Na szczęście kolejne wbiły mnie w fotel niesamowicie. Cóż, ostatnia część Przesilenie jest zakończeniem historii Gosi i Mieszka, która, tak, również wbiła mnie w fotel. Tym razem wydarzenia krążą wokół Dziadów, słowiańskiego święta zmarłych, które większości z nas kojarzą się zupełnie inaczej niż powinny (Dziękujemy Adaś!). Poznajemy tutaj jeszcze mocniej relacje Gosi ze Swarożycem i wyczekiwaną przez chyba wszystkich czytelników spełnienie obietnicy danej bogowi ognia. Myślę, że na etapie tej części nie będę za dużo mówić o fabule. Po prostu, sami się przekonajcie.
"Przymknęłam drzwi i posłałam biednemu listonoszowi najbardziej przymilny uśmiech, na jaki było mnie stać. "Nic się nie stało! Nic nie widziałeś! Nie ma niczego złego w nagich ludziach biegających z nożami po domu! To normalne!"
Powiem, że w końcu ostatecznie polubiłam główną bohaterkę. Dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo jest do mnie podobna. Kibicowałam jej z całego serca i emocjonowałam razem z nią. Miszczuk wykreowała Gosię bardzo dokładnie. Po przeczytaniu wszystkich części jestem w stanie zrobić bardzo dokładny jej rys psychologiczny, naprawdę. Jednak tyczy się to również innych postaci. Wszyscy są tak barwni, indywidualni. Zupełnie jak gdyby byli naszymi przyjaciółmi i towarzyszami, a nie tylko książkowymi bohaterami. Mieszko, cóż, mimo mężnego faceta. odważnego, umięśnionego wyczuwałam w nim taką ciamajdę. Nie zrozumcie mnie źle, to było słodkie... no i pokazywało, że to Gosia nosi spodnie w tym związku. Jestem również zachwycona wykreowaniem wszystkich bogów. Naprawdę, coś wspaniałego jak można nadać wszystkim władcom świata tak ludzkie cechy, ale to właśnie one czynią ich wielkimi.
Walczyłam z demonami, całowałam się z bogiem, a tu mnie jakaś dziennikarka od siedmiu boleści będzie straszyć?
To co zawsze było dla mnie największym plusem tej serii to humor. Uwierzcie mi, nie pamiętam kiedy ostatnio tak się śmiałam przy czytaniu książki. Potrafiłam jechać tramwajem i zaśmiać się na głos, bo już nie wytrzymywałam. Poczucie humoru bohaterów, zwłaszcza Gosi przewyższa wszystkie oczekiwania. Kasiu Miszczuk, wielki podziw za tak dobre poczucie humoru, chcę więcej!
Cała historia jest spójna, niespodziewana i oczywiście zadowalająca. Zakończenie... no cóż, sprawiło, że ryczałam jak dziecko przez dobre dwie godziny. Łzy napływają mi do oczu nawet teraz, gdy o tym piszę. Skończyła się historia, która była ze mną tak długo, historia w której się zakochałam, w której znalazłam przyjaciół i zostawiłam część siebie. Zostawiłam swoje serduszko w Bielinach i wiem, że będę wracać do tej serii jeszcze niejeden raz...
Żyj tak, żeby nie żałować ale nie dbaj tylko i wyłącznie o swój interes. Rodzina jest ważna i to nieprawda, że dobrze wygląda się z nią tylko na zdjęciu. Rodzina to jedyna rzecz, którą człowiek ma w życiu. Żadne pieniądze, domy, podróże nie dadzą ci tego co ludzie tej samej krwi.